poniedziałek
Krzyś po przerwie wakacyjnej wraca do przedszkola. Radek do
pracy. Rytm dnia na właściwe tory.
wtorek
Lewy jajcun ciągle nieobecny. Dzwonię umówić Julkowi zabieg.
Sekretariat profesora osiągalny od ręki, profesor mniej. Spotkanie, zabieg,
zabieg, ciągle na sali operacyjnej, proszę dzwonić jutro przed ósmą.
Krzyś zadowolony z przedszkola.
środa
Budzę się w dole. Dole downowym. Komunikacja Julka zabrnęła
w ślepy zaułek. Julcio łazi, łazi i tylko łazi, a jego lotność umysłu jak stoi,
tak stała. Porozumiewa się głównie za pomocą yyyyyyyyyyy, palcem wskazuje, gdy
on ma na to ochotę, rzuca jedzeniem, no chyba że sam wyłowi z siatki bułkę. Wtedy
wcina ją bez opamiętania. Bezsprzecznie słodki, ale ja chcę, żeby wiedział i był
słodki.
Sekretariat profesora – zajęte. Rano, w południe, wieczorem.
Na poprawę humoru kupuję chłopakom kurtki na zimę.
czwartek
Ciągle zajęte. Wybieram każdy numer, który znajduję na
stronie szpitala na Litewskiej. Dzwonię do pielęgniarek, lekarzy,
administracji, dyrekcji, sprzątaczek. Wszędzie zajęte. Systemowy bojkot
pacjenta?
Za to do mnie dodzwania się psycholog z OWI:
- Gdzie Julek? Miał być na zajęciach.
- Jakich zajęciach? Przecież rezygnowaliśmy w czerwcu. Nie
ma kto go wozić.
- W środy grupa „mama i ja”, we czwartki indywidualne ze mną
i rehabilitacja.
Nie mogę odpuścić. Szybka decyzja - zmniejszam wymiar etatu.
Mam do tego prawo. W popłochu myślę, że jakoś damy sobie radę. Bylejakość wymykająca się spod kontroli. I znów ten strach. Przed jutrem z Julkiem. Krótka wewnętrzna w biurze dyskusja. Szefowa z koleżeństwem
ustalają mi grafik, tak żebym nie traciła na tym finansowo i mogła Julka wozić
na zajęcia. Chce mi się ryczeć. Tak po babsku. Ze wzruszenia. I radości. Pomimo
dół trwa.
piątek
Ciągle zajęte. Przestaję dzwonić na numery zaczynające się
od (22)522... . Wyszukuję na stronach szpitala zaczynające się inaczej. Pierwsza próba.
JEST! Jest wreszcie ciągły sygnał. Za chwilę włącza się faks. Osz kurde belek! Drugi
numer to samo. Pod trzecim ktoś wreszcie odbiera! Archiwum i kancelaria
szpitala. Ale wreszcie wiem. Wiem, że w szpitalu awaria telefoniczna.
Przynajmniej nie strajk jakiś. Tylko co czują ci, którym kontakt ze szpitalem
jest potrzebny od zaraz?
Dobra zakątkowa dusza dodaje otuchy.
Wieczorem Julek i Krzyś razem pod prysznicem. Śmieją się. Ja z nimi. Fajnie mi. Pomału wychodzę z
dołka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz