Wzięłam wolne, rezerwację na film "Pod jednym niebem", Julka, Krzysia i babcię Krysię (która od soboty czuwa nad rekonwalescentem poospowym) i pojechaliśmy na majówkę.
Zaczęliśmy od Planetarium, gdzie z wielkimi oczami przyglądaliśmy się niebu, po którym oprowadzał nas Żółtodziób z Elmo do spółki. Uczyliśmy się cześć po chińsku, poszukiwaliśmy zwierząt w kniejach i wylądowaliśmy na Księżycu. Julek współuczestniczył w całym seansie. Klaskał, wodził wzrokiem za tym, co pojawiało się na niebie, uśmiechał, gdy go coś bawiło, nawet próbował robić z rączek lornetkę jak inne dzieci. I siedział przez całą godzinę na moich kolanach bez protestu, żywo interesując się podniebnym spektaklem.
Niesamowicie zmienił się w ciągu tego roku. Przedszkole, systematyczne spotkania z panią Agatą, jego biologiczny zegar - Julek jest dojrzalszym Julkiem od tego z października. Widzę to już gołym okiem, bez lupy. Nie gada wprawdzie, ale rozumie mnóstwo, jeśli nie wszystko. I współuczestniczy baaardzo świadomie w tym, co go otacza. Już też w nowym, nieznanym jak dzisiaj.
A potem mieliśmy piknik pod dachem BUW-u (Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego). Na trawie, z podmuchami boskiego wiatru i mrówkami w nogach.
Lody. Lody też były jak na majówkę przystało. Przepychota. Taki dzień.
Ale mieliście faaaajnie. Julek był i jest szalenie błyskotliwy. Widziałam to od początku. Kumaty jest ponad miarę, a z gadaniem jeszcze sobie poradzi :D
OdpowiedzUsuńNoo, na swój Julkowy, niestandardowy sposób kuma wszystko. Tylko tłumacza nie bierze czasem ze sobą. ;)
UsuńFajne takie wagary!! :)
OdpowiedzUsuńTaki gorący maj mamy :)
OdpowiedzUsuń