Wieczorne lub mimochodem rozmowy z
Krzysiem nabrały rumieńców, szczególnie te z serii: "Mamuś, zadam ci chyba trudne pytanie".
Ciekawość ma po takim wstępie natychmiast pęcznieje.
- A dlaczego ja to jestem ja, a nie na
przykład dziewczynka? Bóg stworzył świat, a kto stworzył Boga? Tak sobie myślę, czy św. Mikołaj to naprawdę
istnieje? I te pe. I te de.
Gadamy sobie zatem niezwyczajnie,
biologicznie, ocierając się o transcendenty i banały. Bez tremy przyznaję
się, że nie wiem. Tłumaczę, co mogę wyjaśnić. Słucham Krzysia przemyśleń. Jego
dociekliwość urzeka mnie. Po takich rozmowach z niecierpliwością czekam na kolejne.
Julek. Julek na hasło: przynieś buty,
przynosi buty. Wynieś pampersa do kosza, wynosi pampersa i wrzuca go do kosza (czasem jednak do szuflady). Weź łyżeczkę, bierze łyżeczkę. Gdy mówię, a teraz będę myła ci
stopę, podaje mi swą stopę. Czasem usłyszę nieproszona: pi da, co znaczy
daj pić! Cenię sobie w Julku każde nowe zrozumienie słowa. Z niecierpliwością wyglądam
jakiegokolwiek, skróconego choćby do sylaby, przejawu mowy spontanicznej.
Komunikacja z moimi synami ewoluuje.
Każda jest równie ważna. I każda równie
cieszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz