sobota, 16 czerwca 2012

Zamiast prysznica

Słońce wyjrzało. Wreszcie przygrzało. Upał w weekend, ciuszki w bok. Cienia jeszcze nie szukamy, bo po tych dniach szarugi – jasności i ciepełka się chce. Pranie schło jak na pustyni. Pachnie teraz latem. Chłopcy smacznie śpią wymęczeni dniem. Trawą, wodą na tarasie, kąpielą w atrapie basenu.
Coraz częściej wspólnie się bawią. Julek garnie się do Krzysia. Krzyś – wiadomo, młodszego brata nie do każdej spółki zabawek przyjmie. Ale pochlapać się, poturlać piłkę, poganiać się w trawie – we dwóch najlepiej.
Dziś wskrzeszenie wanienki nastąpiło. Przykurzona, onieśmielona jaskrawym światłem, przypodobała się jednak swoimi żółtościami. Chłopców zagarnęła. Woda z wiadra ciepła popłynęła, żeby zaraz z uciechą być wypryskana. Poszły wiadra trzy. Mokro, ślisko, wesoło. Radocha wspólna i naga. Przedsmak wakacji.  


środa, 13 czerwca 2012

W raczkach do mety

Julek robi się coraz sprawniejszy. Te postępy są systematyczne i małe, że prawie niezauważalne. Od jakiegoś czasu taras dla Julka stał się za mały i nudny. Syn mój szuka wrażeń. Do niedawna asekuracyjnego Julka ograniczała nieumiejętność zejścia z poziomu dwudziestu centymetrów i trochę. Ćwiczenie schodzenia tyłem nie przemawiało do jego wyobraźni, więc zaczął pchać się na szczupaka. Robi to fantastycznie.
Połowa jego ciała zawisa na krawędzi tarasu, rączki ostrożnie badają grunt, gdy znajdują w nim oparcie, reszta dzieje się sama. Julek ruchem niepodlegającym żadnym klasyfikacjom przerzuca pupę z nogami. Zarzuca nim z lekka, ale nie szkodzi, bo jest już na trawie.

Wygląda to tak:

Albo tak:

A potem eksploruje okolice.


Zdarza się też, że startuje w zawodach z Krzysiem. Starszy brat – czołowy idol Julka – bardzo lubi rywalizacje sportowe. A że Julek ścigać się z nim na dwóch nogach jeszcze nie może, to Krzyś ściga się z Julkiem na czterech. I mają rajd. Bez przeszkód. W raju naszym sosnowym.

niedziela, 10 czerwca 2012

Chrzciny

To był Julka i dla Julka dzień. Nawet słońce temu przytaknęło.
Wtedy w szpitalu na dwa dni przed operacją serca Julek był maluteńki, my wystraszeni (przerażeni), ksiądz-kapelan w niedoczasie.
Dziś emocje były wyciszone, spokojna radość z Julkowej uroczystości i ciarki przy dopełnianiu obrzędu chrztu. Znak krzyża na czole, biała szatka, zapalona świeca. Julka świeca. I syn mój już duży, choć ciągle jeszcze mały. Grzeczny, uśmiechnięty, szczęśliwy. Moje serce radowało się. Tą bezwzględną akceptacją Julka inności.

Julek zachowywał się pierwszorzędnie. Nie marudził, obserwował, słuchał, a chwilami nawet śpiewał. :) Dumna z niego jestem!

Z rodzicami chrzestnymi, tatą i Krzysiem.

Prawie wszyscy razem.

czwartek, 7 czerwca 2012

Bo jadą goście

Jadą goście do Julka, jadą. Są już z nami babcia Krysia i dziadek Ludwik, a z nimi Dominika. 350 km pokonali migiem marki Fiat. ;) Ruch w domu, chłopaki szczęśliwe. Zainteresowanie nimi w pełnej, niczym niezakłóconej krasie.

Julek z dziadkiem może zrobić wszystko.

 
Babcia wycałuje i wykocha, nie tylko żeby pocieszyć.

Dominika. Dominika jeszcze 10 lat temu była w wieku Julka. Nosiłam ją na rękach. Teraz ona nosi Julka. To jest zawodnik z tego czasu. Nic nie gada, robi swoje.  I goni mnie wzrostem moja chrześnica. Przegoni jak nic.

Mała Dominika na moich kolanach.                         I Julek na Dominiki kolanach.

 
Krzyś żyć nie daje Dominice. Pogra z nią w piłkę, wlezie na głowę i siłę Hulka zademonstruje (aktualny idol Krzysia) przenosząc nad głową dmuchany basenik.


Na dzień książka dobry.

Ale mam raj! :)

środa, 6 czerwca 2012

W przedszkolu Krzysia

Patrzyłam dziś na mojego Krzysia, jak deklamuje wierszyki z dziećmi, śpiewa piosenki i tańczy. Patrzyłam tylko na niego. To chyba normalne, że nie widziałam innych dzieci? W przedszkolu Dzień Mamy i Taty. Wzruszenie w tle. Kochanie ogromne. Występ uroczy, cudowny i świetny. Po występach były konkurencje. A jakże! Nie tylko dzieci miały swój czas i stres. Tatusiowie zszywali dziury w chusteczce, a mamusie skakały na skakankach. Wyścigi rowerowe na coś się zdały, bo na skakance najdłużej skakałam. ;)
Ja lubię chwile, gdy Krzyś znienacka mówi, że kocha mnie. Że kocha na całą planetę. Na dwa planety. To perełki najpiękniejsze wśród mojej kolekcji.




niedziela, 3 czerwca 2012

Marchewkowo

Kiedyś niedziela siódma:piętnaście to był środek nocy. Dziś niedziela siódma rano posprzątane po wspólnym śniadaniu, łóżko zapomniało, że ktoś w nim spał, obiad pyrka sobie na wolnym ogniu, pranie zaczyna wirować (trzeba korzystać ze sprzyjającej aury), chłopaki w ferworze zabawy, a my po drugiej kawie.
Dziś zrobiłam babski wypad. Na zakupy. O raaaany! Jak mi tego brakowało. Ta jazda we cztery z córami-nastolatkami Soli była uśmiechem na przedpołudnie. Cośmy pogadały, pośmiały i oplotkowały to nasze. Cierpliwości tylko zabrakło mi przy stertach wieszaków i wróciłam ze skarpetkami dla Radka. :)))
A moi chłopcy rządzili. Krzyś ostrzyżony przez tatę, Julek nakarmiony mlekiem na drugie śniadanie (choć miała być parówka z chlebkiem), w kuchni czekał na mnie sok z marchwi i porządek (!), a oni drzemią w najlepsze. :)

Po (nie)zbędnych przygotowaniach sok wreszcie poleciał. I wszystkim smakował. :)

 


piątek, 1 czerwca 2012

Dzień Dziecka

Niepokój schował się do przedpokoju. Nie lubię, gdy pcha się z widmem szpitala na salony.
Badania potwierdziły stan zapalny i zakażenie bakteryjne. Antybiotyk trafiony. Bakterie zatopione. Kuracja trwa. Julek nie gorączkował dzisiaj, wsuwał wszystko, co mu podałam i był w swojej Julkowej formie. Chwilo trwaj! :)
Moje ja, odkąd są dzieci, cierpi katusze. Stłamszone, odtrącone, zagubione. Czasem tryumfuje, gdy wkurzona/zmęczona na moich facetów uciekam z czytaniem czy drzemką do „trzeciego” pokoju. Na marną, króciutką chwilę. Bo zaraz:
- Mamooooo, gdzie jest moja maska Spidermana?
- O rany, Marta, Julek zrobił kupę!
- Kupka-smródka, kupka-smródka – słyszę Krzysia. A w otwartych drzwiach pomiędzy nogami Radka przedziera się Julek.
Wyciągają mnie z mojej jaskini egoizmu. Nie ma czasu na siebie. A właśnie chciałam stuknąć się z moim ja kieliszkiem wina. I dać mu się wyżalić, że tak je zaniedbuję.
Dzieci. Przy nich moje życie nabrało rumieńców. A pierwszy czerwca innego wymiaru. :)