niedziela, 3 czerwca 2012

Marchewkowo

Kiedyś niedziela siódma:piętnaście to był środek nocy. Dziś niedziela siódma rano posprzątane po wspólnym śniadaniu, łóżko zapomniało, że ktoś w nim spał, obiad pyrka sobie na wolnym ogniu, pranie zaczyna wirować (trzeba korzystać ze sprzyjającej aury), chłopaki w ferworze zabawy, a my po drugiej kawie.
Dziś zrobiłam babski wypad. Na zakupy. O raaaany! Jak mi tego brakowało. Ta jazda we cztery z córami-nastolatkami Soli była uśmiechem na przedpołudnie. Cośmy pogadały, pośmiały i oplotkowały to nasze. Cierpliwości tylko zabrakło mi przy stertach wieszaków i wróciłam ze skarpetkami dla Radka. :)))
A moi chłopcy rządzili. Krzyś ostrzyżony przez tatę, Julek nakarmiony mlekiem na drugie śniadanie (choć miała być parówka z chlebkiem), w kuchni czekał na mnie sok z marchwi i porządek (!), a oni drzemią w najlepsze. :)

Po (nie)zbędnych przygotowaniach sok wreszcie poleciał. I wszystkim smakował. :)

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz