piątek, 6 września 2013

Powrót do domu

Mam szczególny powód do radości. Roszek został dzisiaj wypisany ze szpitala. Wrócił z naprawionym serduchem do domu.
Niewiarygodne się wydaje, że jeszcze pół wieku temu Roszek, Julek, Antek, Pola, Natalka, Szymek, Ada, Aneta i wiele, wiele innych dzieci umarłoby, zanim zaczęłoby żyć na dobre. Bo takie dzieci były poza nawiasem możliwości i chęci medycyny.
Dziś wiele, wszystko się zmieniło - zespół Downa nie straszy, medycyna poszła do przodu, kardiochirurdzy walczą o małych pacjentów. A jednak wiele z tych serduchowych historii pozostaje bez happy endu, z niewyobrażalną stratą i pustką w sercu.
Madzia, Tosia, Kuba, Franek, Igor, Iza i wiele, wiele innych dzieci osierociło swoich rodziców. Wbrew nadziei i rodzicielskim pragnieniom. Nie wróciły do domu.

czwartek, 5 września 2013

Przedszkole dzień czwarty

Dzień czwarty.
Był mały półobrót u wrót sali. Nieznaczne jęknięcie, ale panie przechwyciły Julka i kilka godzin w przedszkolu minęło pomyślnie.
Za to w domu po drzemce Julek był nieswój. Niewiele go obchodziło, <nie> dominowało, wydawał się obrażony. Niewykluczone, że rozwija się infekcja. Niewykluczone, że był rozbity po zakłóconym rytmie dnia wczorajszego. Najpewniej jednak odreagowuje pozostawianie go na kilka godzin w środowisku całkiem mu nieznanym. Czyli reakcja zupełnie naturalna.
Bardzo brakuje mi werbalnej, nawet skleconej z kilku słów komunikacji z Julkiem. Muszę się domyślać, o co jęczy i brzęczy. Czasem zgadnę w mig, czasem trwa to na długi dystans obustronnej irytacji. I wtedy zazdroszczę, paskudnie zazdroszczę normalności skrojonej na miarę 46 chromosomów. Tęsknię za macierzyństwem zwyczajnym.

Julek po godzinach:
Paluszkożerca

Łobuz (taca zaraz wyląduje na ziemi)

Uśmiech na pół gwizdka

Z lekka poirytowany

Całkowicie poirytowany

Szczęśliwy na zewnątrz

środa, 4 września 2013

Przedszkole dzień trzeci

Dzień trzeci.
Dzień pierwszy mój w pracy.
Julka do przedszkola zaprowadzili Radek z Krzysiem. Odebrała po trzech godzinach babcia z dziadkiem. Czyli witaj codzienność!
Ogólnie rano bez zmian. Ochota i  żwawość przewodzą. W szczególe Julek miał misję. Zanieść ręcznik (ten ręcznie wyszywany przeze mnie) przeprany po wczorajszej kupie. Szedł niosąc i doszedł do celu. Został bez płaczu. Dziś dzieci były na placu zabaw. Julek zaliczył piaskownicę i kilka łez. Rąbnął kupę. Potem drugą. Przeżywa. Po powrocie do domu wtulił się w Radka na chwil o wiele więcej niż zwykle. Nie spał! Nie spał cały dzień. Padł dopiero przed 20.00.
Byłam też dzisiaj na zebraniu w przedszkolu. Z serca spadł kamień. Julek jest w dobrych rękach. Serdecznych, otwartych na jego inność, ciekawych go. Będzie miał zajęcia z pedagogiem dostosowane do jego poziomu, zajęcia z logopedą, umuzykalniające z grupą. Muszę pogadać z dyrekcją o rehabilitacji, bo w tym roku nie będzie zajęć dodatkowych, na które liczyłam.
W danych statystycznych sprawa ma się tak: grupa liczy 25 dzieci, z czego 19 to dziewczynki (już otoczyły Julka opieką), 9 dzieci to trzylatki, reszta cztero. Pani Aneta - wychowawczyni - bardzo ciepło przedstawiła Julka, resztę pozostawiając mnie (poprosiłam wcześniej, że może rodzicom przybliżę szczególność Julka i naszą obecność w przedszkolu). Krótko wyjaśniłam, opowiedziałam, poinformowałam. Wieści zostały przyjęte zwyczajnie, a nawet życzliwie.
Będzie dobrze. Będzie.

wtorek, 3 września 2013

Przedszkole dzień drugi

Dzień drugi
Żwawo i z ochotą pobiegł Julek do swojej sali. Nawet nie obejrzał się za mną.
Odebrałam go po trzech godzinach. Siedział sobie z boku i sam się bawił. Dzieci kłębiły się wokół pani, która rozdawała kotyliony z imionami. Ukłuło mnie serce w rytmie "a Julek na marginesie grupy". Rozum powiedział, że to czas adaptacji i outsiderem nie tylko Julek był dzisiaj. Zresztą nie wyglądał na nieszczęśliwego. Trochę smutnego. Podszedł do mnie kolega wzrostu julkowego o imieniu Wiktor i łkając pytał, gdzie jego mama. Nawiązała się między nami nić porozumienia. Pogadaliśmy chwilę. Ja pocieszająco, on pociągająco nosem. Świetny był. Chciało mi się go przytulić. A Julek stał obok. Milcząco.
Może też chciałby nie raz zapytać, gdzie mama.
Zjadł ładnie śniadanie, po którym schował się pod stołem i zapłakał. A potem zrobił kupę. Julka kupy nie przysporzą mu fanów. Panie pięknie przewinęły i nie robiły problemu.
Potykam się na początku drogi.
Nikt nie obiecywał, że będzie gładko.
Julek nadal w swojej formie.
Więc idziemy dalej. :)

poniedziałek, 2 września 2013

Przedszkole dzień pierwszy

Z pamiętnika mamy przedszkolaka.
Dzień pierwszy.
Pojechaliśmy rodzinnie jak na piknik. Julek pomknął do sali nie oglądając się za nami. Ganiał między zabawkami jak dzika pszczoła. Nie płakał. Zjadł śniadanie, przygryzając panią Lidkę w palec. Bawił się z dziewczynkami, a może odwrotnie - dziewczynki z Julkiem? W przedszkolu spędził dwie godziny na zabawie, a ja w domu na sprzątaniu. Wracał zadowolony i uśmiechnięty. Ja też.
Krzyś weteran nie płakał. Podobno przeżywał i opowiadał o tym, że odprowadził Julka. A pierwsze pytanie, które zadał Radkowi, który go dziś odbierał, było o młodszego brata w przedszkolu. Śmiał się w kułak z opowieści o Julku, który ugryzł palec pani Lidki zamiast parówkę.



niedziela, 1 września 2013

Przed jutrem

Jutrzejszy debiutant przedszkolny śpi w najlepsze, a mamuś wyszywa jego imię i nazwisko na ręczniku (ci co mnie dobrze znają, wiedzą, jakie to poświęcenie z mojej strony :)). Na worku z przydasiami (ubranie na zmianę, pampersy) nie wyszyłam nic, podpisałam tylko.
Wsłuchuję się w siebie i nic nie słyszę. Żadnego stresu, żadnego achu-ochu. Nic.
Mój młodszy syn idzie do przedszkola, a we mnie cicho.
Myślałam, że może weekend wypełniony po brzegi gośćmi, atrakcjami i lekkimi kacami oddala stres. Myślałam, że może niedospanie i takie-sobie zmęczenie stępiło emocje.
A teraz myślę, że chyba po prostu wiem, że wszystko ułoży się właściwie. Nawet jeśli to właściwie oznacza inny scenariusz od tego, który zakładam.
Czuję się przygotowana na jutro.
Julek przez dwa tygodnie był oswajany z drogą do przedszkola. Rozmawiałam z wychowawczynią Krzysia, rozmawiałam z wychowawczynią Julka. W sobotę wybraliśmy się silną grupą na festyn rodzinny zorganizowany przez naszą gminę przy zespole szkół, do którego przynależy przedszkole. W przedszkolu był dzień otwarty. Wparował więc Julek do swojej sali. Przymierzył się do stolika, usiadł przy nim na chwilę, żeby poderwać się i ruszyć do szafki z zabawkami, nie oglądając się za mną. Wcale.
Ciekawa jestem, jak Julek da sobie radę?
Jednak trzymajcie kciuki!
Bo może mój spokój to zwykła cisza przed burzą.






Gusta

Przeglądamy film na Pulsie. W oczy rzuca się tłum facetów w zbrojach i jedna niewiasta. Ponoć Miss Czegoś Tam.
Loża szyderców, czyli Radek: - Beznadziejna jest. I ja: - No, nieciekawa wcale.
Krzyś wtrąca się pytaniem: - Ale o kim mówicie? O tej pięknej dziewczynie?
Kurtyna.