Dzień czwarty.
Był mały półobrót u wrót sali. Nieznaczne jęknięcie, ale panie przechwyciły Julka i kilka godzin w przedszkolu minęło pomyślnie.
Za to w domu po drzemce Julek był nieswój. Niewiele go obchodziło, <nie> dominowało, wydawał się obrażony. Niewykluczone, że rozwija się infekcja. Niewykluczone, że był rozbity po zakłóconym rytmie dnia wczorajszego. Najpewniej jednak odreagowuje pozostawianie go na kilka godzin w środowisku całkiem mu nieznanym. Czyli reakcja zupełnie naturalna.
Bardzo brakuje mi werbalnej, nawet skleconej z kilku słów komunikacji z Julkiem. Muszę się domyślać, o co jęczy i brzęczy. Czasem zgadnę w mig, czasem trwa to na długi dystans obustronnej irytacji. I wtedy zazdroszczę, paskudnie zazdroszczę normalności skrojonej na miarę 46 chromosomów. Tęsknię za macierzyństwem zwyczajnym.
Julek po godzinach:
|
Paluszkożerca |
|
Łobuz (taca zaraz wyląduje na ziemi) |
|
Uśmiech na pół gwizdka |
|
Z lekka poirytowany |
|
Całkowicie poirytowany |
|
Szczęśliwy na zewnątrz |
Aga, nie mam takich mocy. :)
OdpowiedzUsuńOch, Marto... Tak mocno trzymam kciuki! Za Julka w przedszkolu i za Julka, który Cię zasypie tym, o co mu chodzi! Wszystkiego dobrego dla Was! Dominika
OdpowiedzUsuń