To żadna sztuka przetrwać z Julkiem w szpitalu.
Sam pobyt to intensyfikacja koncentracji. Jestem z nim i tylko z nim. Swoją obecnością wspieram i tulę przed tym, co nieuniknione. Łagodzę smutki i bóle. Nie czuję wtedy zmęczenia. Adrenalina działa, ja działam jak nakręcona.
Sztuka to przetrwać powrót do zakłóconego rytmu codzienności i równowagi między naszymi rolami. Chwieje się wszystko i trzeba to prędko poskładać w całość. Bez sił, bo nagle wyparowały podczas jazdy do domu, muszę stawiać czoła sobie i chłopcom, który każdy z osobna potrzebuje dopieszczenia. Bywa, że kąsam wtedy. Egoizm bierze górę.
Nie nauczyłam się tej sztuki. Łagodnego i mądrego powrotu do domu, bez zakłóceń i zgrzytów.
A jednak z ulgą to piszę: jesteśmy już w domu.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
no i super, najgorsze macie juz za sobą, a nikt nie mówił, że będzie lekko. Pokłady cierpliwości zawsze kiedyś się kończą i nerwy puszczają, gdy schodzi ogromne napięcie i strach...To zupełnie normalne, a Ty jesteś normalna kobietą, a nie świętą:)(póki co;) Wszyscy jesteście bardzo dzielni, podziwiam i wierzę, że wkrótce sytuacja się ustabilizuje. Uściski dla Was, a szczególnie dla małego rekonwalescenta!
OdpowiedzUsuńIwona
Długość powrotu do normalności jest wprost proporcjonalna do okresu czasu zakłócania domowej równowagi, zatem jesteśmy już na prostej. Chyba :)
UsuńIwonka, ja mam w domu rekonwalescentów dwóch. Krzyś dochodzi do siebie w iście męskim stylu. ;)
Witajcie w domu! :)
OdpowiedzUsuńJak to fajnie napisałaś - dokładnie tak samo mam z tym "powrotem do domu"... Cieszę się, że wszystko już za Wami. Roś też już tylko z dwoma migdałami, od roku.
OdpowiedzUsuńDużo o tobie myślałam, siedząc z Julkiem w Kajetanach. Zwykły, standardowy zabieg, dwie noce w wygodnym łóżku. Bez komplikacji i nieoczekiwanych zwrotów akcji. A jednak tyle emocji. Ty przez pięć tygodni trwałaś przy Roszku, który walczył o życie. Pięć tygodni bez Bzyla. Pięć, cholernie trudnych tygodni. Nie mam pojęcia, jak dałaś radę. Jaka moc w tobie musi być! Chylę czoła.
Usuń