wtorek, 30 września 2014

Odmienny dialog

Po powrocie ze szkoły Krzyś oznajmił mi, że M. znów mówił o Julku, że jest Chińczykiem. I pokazywał o! tak! (tu karykaturalne rozciągnięcie oczu w naśladowczym wykonaniu Krzysia).
- I co? - zapytałam.
- Powiedziałem, że Julek nie jest Chińczykiem i nie ma skośnych oczu. Bo przecież nie ma, prawda?
- Ma najpiękniejsze migdałowe oczy.
- I powiedział, że nie chciałby takiego brata.
- Nie każdy wart jest takiego brata, Krzysiu.
- Zrobiło mi się smutno.
- Rozumiem cię, synku. To naturalne.
- No właśnie, bo ja przecież kocham Julka, bo to mój jedyny brat. I ja powiedziałem, że Julek ma zespół Downa.
- I co na to M.?
- Nie uwierzył mi.
- Pewno nie wie, co to jest zespół Downa.
- Ale ja mu powiedziałem, że taki dodatkowy, trzeci kawałek ma.
- Chromosom.
- No. I że Julek wolniej się rozwija i kiedyś może będzie nawet mówił.
- Bardzo dobrze zrobiłeś. Dla M. to nieznany i obcy temat. Dzięki tobie trochę go poznał.

Zawieszam ból w sercu na kołku.
Krzyś zdał dzisiaj egzamin ze swojej sześcioletniej dojrzałości na piątkę.
Wziął Julka odmienność na klatę. I stawił ignorancji czoło.

poniedziałek, 29 września 2014

Zupy bez śmetany

Ostatnio specjalizuję się w zupach bez śmietany.
Bo choć twardego dowodu na to, że mleko szkodzi Julkowi, nie ma, to zasadniczo trzymamy się diety (poza epizodycznymi odstępstwami).
Koronna pomidorówka (bardzo lubiana przez moje dzieci i większość dzieci świata) bez śmietany wydawała mi się nie do przełknięcia. A jednak. Znalazłam przepis z selerem naciowym. I tak: ile mam pomidorów, tyle wrzucam na rozgrzaną patelnię (ze skórką!), dodaję kilka łodyg tegoż selera pokrojonych w cząstki, przeciskam dwa ząbki czosnku. Duszę wszystko razem. Jak mi się chce, to na osobnej patelni szklę jedną cebulę i potem dodaję do tej pomidorowej brei z zielonymi akcentami selera. Na wolniutkim ogniu pyr-pyr-pyr. I tak kilkadziesiąt minut (czas wolny aktywny na nieleżenie wygodne).
Potem to wszystko bzii-bziiiii blenderem, dolewam bulionu, doprawiam solą i pieprzem i zupę krem o kolorze pomidorowej ze śmietaną ale bez, pałaszują moje chłopaki, aż im się uszy trzęsą. Rewelacja!
Barszcz ukraiński też pozbawiłam śmietany (z wielki bólem). Składniki wykorzystywane do tej pory, czyli: białą kapustę, ziemniaki, buraki, marchewkę, pomidory, koperek wzbogaciłam o kapustę kiszoną (daję prawie tyle samo co białej). I śmietany nie trzeba. Smakowity barszczyk aż miło.
Ogórkowa. Bez śmietany. Za to czosnku dodaję na koniec.
Kalafiorowa tak samo. Lekka, pożywna i smaczna.
Mam taki stary przepis na grochową z grochu łuskanego. Gotuję ten groch łuskany, jak już jest prawie miękki, dodaję marchewkę, seler i pietruszkę, starte na grubej tarce, doprawiam solą i czosnkiem, dodaję ciut majeranku. Pycha! A że moje chłopaki nie lubią grochu, a ni fasoli, więc bzi-bziiiii blenderem i zupę krem już chętniej wsuwają.
I taki kuchenny post mi wyszedł na koniec września. Bez śmietany. ;)

niedziela, 28 września 2014

Kumple Julka

Mimo niegadania Julek nie ma problemów ze znajdywaniem kumpli. A że nie gada, znajduje ich według własnego klucza.
Kumpluje się falami. Z jednymi dłużej, z innymi pół dnia. Do jednych wraca jak wędrujący Odyseusz, o innych zapomina.
Do tej pory najdłużej sympatią Julka cieszył się Elmo. Gość pojawił się w naszym domu przypadkiem, a nie dlatego że znaliśmy go z ulicy Sezamkowej. Przytachał go Radek, bo mu przypasował do Julka. Elmo wsiąkł w naszą rodzinę.
Był na topie Bocian z Juakiegoś Marketu. I Krecik z kreskówki.
Bardzo kumpluje się z wujkiem Michałem. I za udawanie Grizlego przynosi mu ptasie mleczko.
Po krzakach łazi z harmonijką i swoje koleżeństwo wydmuchuje udanie.
Ostatnio kumpluje się z glutem. Trudna to przyjaźń. Z przejściami.




środa, 24 września 2014

Odmieniec?

Poranek obsługuje Radek, popołudnia ja. Odbieram najpierw Julka z przedszkola i z nim jadę po Krzysia do szkoły. Logistycznie i czasowo tak się układa. Idealnie.
Po trzech tygodniach weszliśmy na poziom rutyny. Wczoraj przerwanej markotną miną Krzysia. Gdy władowaliśmy się do auta, wyrzucił z siebie:
- A. i M. mówią, że Julek jest Chińczyk. A to przecież nie wina Julka, że nie urodził się pełnosprawny.
Szybko został naznaczony. Naznaczony odmiennym bratem.
Ja sobie z tym poradziłam. Ale miałam niezły bagaż doświadczeń, siłę w Radku i wytrenowany kręgosłup. Jak poradzi sobie Krzyś? Mały chłopiec z emocjami sześciolatka?
Dziś nie przytulił na powitanie Julka. Ledwo go dostrzegł.
Może to był przypadek. Może przegryzanie tematu. Może się czepiam.
Boli serce, bo nie wiem, jak pomóc Krzysiowi.

wtorek, 23 września 2014

Zakłócenia

Funkcja mowy Julka jest zakłócona, żeby nie napisać dosadnie - upośledzona.
Obserwuję w moim młodszym synu wyraźną potrzebę komunikacji, są piękne odtworzeniowe powtórki prostych wyrazów, rzadko same z siebie artykułowane przez delikwenta. Bywa że milczy uparcie, bywa że gada po chińsku uparcie. Taka sinusoida (braku/niebraku) zwerbalizowanej komunikacji.
Aż przychodzi taki moment: Pstryk! Coś zaskoczy w głowie Julka i wyskoczy dialog, mini-dialożek jak ten z prawie niecenzuralnym wyrazem. Towarzyszy mu zauważalna łączność, zrozumienie kontekstu i świadome użycie wyrazu. Nazywam to otwarciem na mowę.
Takie otwarcia Julek niestety tylko miewa. Ulotnie, przelotnie, na mgnienie. 
I dupa. Bo chciałoby się ciągle.

niedziela, 21 września 2014

Pytanie retoryczne

Z pamiętnika gadającego Julka.
Niosę Julka na domniemaną drzemkę popołudniową. Synuś przytula się do mnie. Szepcze: "mama". Z niedowierzania wołam: - Julek, powtórz, powiedz jeszcze raz "mama".
Synuś wyraźnie:
- Dupa.
Skarcić czy cieszyć się, że gada?

Szkolnie

Jakoś nie skojarzyłam, że Krzysia debiut w szkole oznaczać będzie dla mnie powrót (do) szkoły. Pakowanie plecaka, odrabianie lekcji, szykowanie picia, śniadania, pamiętanie o kasie na obiad. Nawet jeśli wykonuję to w ramach nadzorczych rodzicielskich, przybyły mi nowe obowiązki. Z których wymiksować się nie ma jak.
Szkolna rzeczywistość wymusiła na mnie zmianę organizacji tygodnia. Gotuję tak, żeby obiady były do odgrzania po powrocie do domu. Basen Krzysia i hipoterapię Julka upchnęliśmy w sobotę. W tygodniu Krzyś wożony jest tylko na taekwondo (dwa razy). Mamy czas na lekcje. Których po prawdzie nie ma wiele. Za to systematycznie, prawie każdego dnia Krzyś ma zadane szlaczki. Po śladzie i bez śladu. Można zrobić w 15 minut, Krzyś robi w 45. Bo mojemu sześciolatkowi włącza się wiertło. Kręci się, wierci, zarzuca mnie tonami opowieści o kolegach z klasy. Akurat teraz gdy lekcja do odrobienia, gdy na dole Julek jęczy, obiad się odgrzewa, cierpliwość dogorywa.
Nie jest mi łatwo. Przestawiam się na inne tory. Nie chcę powiedzieć, że uwsteczniam, bo odkrywam jednak nowe, ciekawe oblicza macierzyństwa. No i czas spędzam z Krzysiem.
Ale przyznaję bez bicia: przy pisaniu banalnych esów-floresów szlaczek szkolny mnie trafia.