niedziela, 21 września 2014

Szkolnie

Jakoś nie skojarzyłam, że Krzysia debiut w szkole oznaczać będzie dla mnie powrót (do) szkoły. Pakowanie plecaka, odrabianie lekcji, szykowanie picia, śniadania, pamiętanie o kasie na obiad. Nawet jeśli wykonuję to w ramach nadzorczych rodzicielskich, przybyły mi nowe obowiązki. Z których wymiksować się nie ma jak.
Szkolna rzeczywistość wymusiła na mnie zmianę organizacji tygodnia. Gotuję tak, żeby obiady były do odgrzania po powrocie do domu. Basen Krzysia i hipoterapię Julka upchnęliśmy w sobotę. W tygodniu Krzyś wożony jest tylko na taekwondo (dwa razy). Mamy czas na lekcje. Których po prawdzie nie ma wiele. Za to systematycznie, prawie każdego dnia Krzyś ma zadane szlaczki. Po śladzie i bez śladu. Można zrobić w 15 minut, Krzyś robi w 45. Bo mojemu sześciolatkowi włącza się wiertło. Kręci się, wierci, zarzuca mnie tonami opowieści o kolegach z klasy. Akurat teraz gdy lekcja do odrobienia, gdy na dole Julek jęczy, obiad się odgrzewa, cierpliwość dogorywa.
Nie jest mi łatwo. Przestawiam się na inne tory. Nie chcę powiedzieć, że uwsteczniam, bo odkrywam jednak nowe, ciekawe oblicza macierzyństwa. No i czas spędzam z Krzysiem.
Ale przyznaję bez bicia: przy pisaniu banalnych esów-floresów szlaczek szkolny mnie trafia.

2 komentarze:

  1. Ma Pani cudownych chłopaków ;) wiele osób nie wie co traci brakiem takiej fajnej rodziny ;) pozdrawiam S

    OdpowiedzUsuń