Zwykła rzecz, prosta i nieskomplikowana, a tak niespodziewana, mile zaskakująca.
Praca, godziny południowe, sygnał smsa wyrywa moją głowę z roboczego bytowania.
Spod palcy obsługujących telefon wychyla się głowa spokojnego Julka siedzącego przy stoliku z jakimś przedmiotem. Pod spodem tekst pełen entuzjazmu dla pracy Julka. Tej konkretnej ze zdjęcia. I jeszcze pozdrowienia od niego i p. Agaty.
Uśmiech jak banan. Nie żaden banał w środku dnia.
A popołudniu telefoniczna relacja z trzydniówki w przedszkolu (odbieram dżentelmena o 16.00 i z p. Agatą nie mamy okazji się widzieć).
Sprawy mają się tak:
- Julek uśmiechem zaraża dzieci i bez kompleksów nawiązuje z nimi relacje;
- komunikuje nie tylko gestem, że czegoś chce jeszcze (potrafi podejść i powiedzieć <da>, w domyśle <daj>),
- pięknie, samodzielnie wszystko zjada (to żadne zaskoczenie),
- pięknie, samodzielnie zasypia (to żadne zaskoczenie),
- przez wakacje rozwinął się manualnie,
- jest regularnie wysadzany na nocnik i chętnie tej procedurze poddaje się (pampersy zamieniliśmy na pieluchomajtki, dzięki czemu Julek uczy się je ściągać jak zwykłe majty i wciągać po każdej próbie - w domu mamy kontynuować te ćwiczenia, które przede wszystkim mają wypracować u Julka nawyk).
- trzy razy siedział na karnym jeżyku.
A teraz zagadka (dla uważnych czytelników to pestka). :)
Za co była ta kara?
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz