Dieta bez mleka trwa.
W lodówce zrobiłam półkę na rzeczy bezmleczne. W kubeczkach po jogurtach mości się galaretka. I gdy Krzyś na drugie śniadanie sięga po jogurt właściwy, Julek też dostaje, ale galaretkę. W pojemniku tym samym co Krzyś. I nie ma krzyku.
Zupy pozbyłam śmietany. Doprawiam czosnkiem. Smakują wyśmienicie.
Zamiast krówek od babci i dziadka Julek dostaje cukierki galaretki. Sprezentowane czekolady dzielimy na trójkę. Bezmlekowiec zadowala się waflami z dżemem.
Chleb lubi razowy. Bułeczki pszenne też. Ale że nie mam pewności co do składu tych kupnych, to wczoraj zrobiłam sama. Mam sprawdzony przepis na spód drożdżowy do pizzy. A że ciasto, zwarte i fajne do kształtowania, wyrabia się prędko i sprawnie, zrobiłam z połowy na próbę. Bułeczki były jak znalazł.
Dla chętnych przepis (w oryginale wszystko razy dwa - na wielką pizzę i więcej bułeczek):
25 dkg mąki
2 dkg drożdży
12,5 ml ciepłej wody
1 łyżka oleju
łyżeczka soli
Drożdże zasypać cukrem, rozrobić, dolać wodę, wymieszać. Zaczyn wlać do mąki z olejem i solą. Zagnieść (robię to w misce). Odstawić do wyrośnięcia. Potem na stół, lekko rozwałkować, wyciskać niedużą szklanką kółka, kształtować bułeczki. I na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i do piekarnika rozgrzanego do 175 stopni C na 20-25 minut.
Następnym razem dorzucę cukru pudru i waniliowego, garść rodzynek i upiekę na słodko.
Kupy gęstnieją. Choć do idealnej konsystencji daleko im jeszcze. Chyba czas zmierzyć się z Pieluchowym Potworem.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
piątek, 8 sierpnia 2014
środa, 6 sierpnia 2014
Prolog
Melduję, że od soboty trwa akcja zagęszczania kupy. Cel: znormalizowanie sraczki i wejście na poziom zgrabnego balaścika.
Wyeliminowane zostały soki, znów zaczął obowiązywać zakaz spożywania mleka, owoce ograniczamy bardzo. Julek jęczy na widok cytronady (woda mineralna plus kilka kropel cytryny plus dla osłodzenia ciut cukru). Ja jęczę przy składzie każdego produktu. Pochodne mleka mogą być wszędzie.
Nie zacznę odpieluchowywania przed ogarnięciem szamba.
Bo co pielucha zniesie, tego majtki i gacie nie pomieszczą.
A zawodnik strzela bez ostrzeżenia.
Gówniana sprawa.
Wyeliminowane zostały soki, znów zaczął obowiązywać zakaz spożywania mleka, owoce ograniczamy bardzo. Julek jęczy na widok cytronady (woda mineralna plus kilka kropel cytryny plus dla osłodzenia ciut cukru). Ja jęczę przy składzie każdego produktu. Pochodne mleka mogą być wszędzie.
Nie zacznę odpieluchowywania przed ogarnięciem szamba.
Bo co pielucha zniesie, tego majtki i gacie nie pomieszczą.
A zawodnik strzela bez ostrzeżenia.
Gówniana sprawa.
niedziela, 3 sierpnia 2014
Teatr dla małych dzieci
Ciężko z teatrem dla dzieci w wakacje. W większości przerwa urlopowa na przewietrzenie głów i scen. A mnie się zachciało zaciągnąć moje towarzystwo na jakieś przedstawienie. Szperając tu i tam, natknęłam się na Teatr Małego Widza, który działa. Właśnie teraz. Nawet z biletami nie miałam problemu. Pojechaliśmy więc.
Na "Cztery pory roku". Pantomima przy akompaniamencie całkiem nieźle przetworzonego Vivaldiego. Muzyka towarzyszyła prawie każdemu gestowi mima (skądinąd całkiem atrakcyjnego płci żeńskiej).
Dzieci słuchały, patrzyły. Julek razem z nimi. Idealne miejsce dla niego. Ze swoim wiekiem mentalnym pasuje do tych wszystkich roczniaków i dwulatków, nawet wzrostem dorównuje. Chociaż tym.
Krzyś w połowie zaczął się nieco kręcić. Ale że muzyka łagodzi obyczaje, wytrwał do końca, nie burząc spokoju głośnym ziewnięciem. To ostateczny sygnał do rozejścia się na imprezy dozwolone na wymiar intelektualny właściwy. Poza uniwersalnymi dla obojga, o które wcale niełatwo.
Po trzydziestominutowym spektaklu był czas na zapoznanie się z rekwizytami, sceną, kulisami (mini kulisami ale zawsze). Fruwały piórka, latały kwiaty, grała muzyka. Fajne miejsce.
A potem były lody, spacer po Starówce, zjazd ruchomymi schodami (atrakcja większa niż spacer, dobrze że nie teatr ;) i tak zainaugurowałam swój urlop.
Witajcie wakacje :)
Na "Cztery pory roku". Pantomima przy akompaniamencie całkiem nieźle przetworzonego Vivaldiego. Muzyka towarzyszyła prawie każdemu gestowi mima (skądinąd całkiem atrakcyjnego płci żeńskiej).
Dzieci słuchały, patrzyły. Julek razem z nimi. Idealne miejsce dla niego. Ze swoim wiekiem mentalnym pasuje do tych wszystkich roczniaków i dwulatków, nawet wzrostem dorównuje. Chociaż tym.
Krzyś w połowie zaczął się nieco kręcić. Ale że muzyka łagodzi obyczaje, wytrwał do końca, nie burząc spokoju głośnym ziewnięciem. To ostateczny sygnał do rozejścia się na imprezy dozwolone na wymiar intelektualny właściwy. Poza uniwersalnymi dla obojga, o które wcale niełatwo.
Po trzydziestominutowym spektaklu był czas na zapoznanie się z rekwizytami, sceną, kulisami (mini kulisami ale zawsze). Fruwały piórka, latały kwiaty, grała muzyka. Fajne miejsce.
A potem były lody, spacer po Starówce, zjazd ruchomymi schodami (atrakcja większa niż spacer, dobrze że nie teatr ;) i tak zainaugurowałam swój urlop.
Witajcie wakacje :)
czwartek, 31 lipca 2014
We dwóch
Zmienia się czas, zmieniają się upodobania i moje chłopaki.
Zaczynają się zwyczajnie razem bawić.
Krzyś zjeżdża na hulajnodze, Julek za nim na motorku.
Ścigają się w pędzie.
Zaszył się jeden w kąt, zaraz za nim drugi i szczypią się, śmieją, nakręcają rywalizację z kuksańcami, zapasami w tle. Jeden podpuszcza drugiego.
I choć Krzyś zwierza mi się, że Damian mówił mu, że nie chciałby takiego brata, bo Julek krzyczy, to nie zraża go do tego, żeby lubić i Julka i Damiana. A ponad wszystko mieć brata. Po prostu brata.
środa, 30 lipca 2014
ABR do powtórki
Wracałam z Julkiem od audiologa na skrzydłach. Nie że pani doktor wykluczyła niedosłuch. Wyniki ABR bronią się drukiem czarno na białym. Ale pani doktor zajrzała w uszy, głową pokręciła, wątpliwość zasiała i poprosiła powtórzyć badanie. Za trzy tygodnie będę usypiać Julka na życzenie.
Nadzieja wróciła.
Energia do działania już wczoraj.
Rozmowy leczą moją duszę. Pogadałam z mamą Małgosi (nosi aparaty), pogadałam z osobistym konsultantem od słuchu (Kasiu, dziękuję! :)). Nawet rozpoczęłam dziś wstępne rozeznanie, jak zmienić orzeczenie o kształceniu specjalnym na sprzężone w związku ze stwierdzonym niedosłuchem i zaleceniem aparatowania (doprowadzając ciśnienie własne do wrzenia, bo pani dyrektor ppp zamiast odpowiadać na bardzo konkretne pytania, zaczęła wycieczki w stronę osób i miejsc jej nieznanych, ale stereotypowo już rozpoznanych).
A tu potwierdzenia tego stwierdzenia nie usłyszałam. Może usłyszę. Za trzy tygodnie. Ja się już jednak nie boję. I aparatów i formalności i tego nieznanego, obcego terytorium.
Mam wsparcie. Ludzi jeszcze wczoraj nieznanych.
Nadzieja wróciła.
Energia do działania już wczoraj.
Rozmowy leczą moją duszę. Pogadałam z mamą Małgosi (nosi aparaty), pogadałam z osobistym konsultantem od słuchu (Kasiu, dziękuję! :)). Nawet rozpoczęłam dziś wstępne rozeznanie, jak zmienić orzeczenie o kształceniu specjalnym na sprzężone w związku ze stwierdzonym niedosłuchem i zaleceniem aparatowania (doprowadzając ciśnienie własne do wrzenia, bo pani dyrektor ppp zamiast odpowiadać na bardzo konkretne pytania, zaczęła wycieczki w stronę osób i miejsc jej nieznanych, ale stereotypowo już rozpoznanych).
A tu potwierdzenia tego stwierdzenia nie usłyszałam. Może usłyszę. Za trzy tygodnie. Ja się już jednak nie boję. I aparatów i formalności i tego nieznanego, obcego terytorium.
Mam wsparcie. Ludzi jeszcze wczoraj nieznanych.
poniedziałek, 28 lipca 2014
Wysłuchane podejrzane
Urwałam się wczoraj na małą drzemkę. Do snu kołysały mnie dźwięki.
- Aaaaaa. Uuuuuu. A! U!
- Eeeeee. E!
- Yyyy. Yyyyyyyyyyyyyyyyyy. Y!!!!!
- Du. De. Khhh. O!
- Eni. Eejj!!
- Ne!
- Uuuuuu. I. Iiiiiii.
Gadał Julek.
Tak z boku to ja się nawet nie dziwię intensywnym przyglądaczom spod łba, z zaciekawienia, wymownie przy drabinkach, na lodach, w piaskownicy. Choć pewno dzieci nie brałabym pod pachy i w nogi.
Starsze dziecię wyrosło z bielskiego placu zabaw, cygańskiego brodzika i bezmleczakowego uśmiechu, młodsze z dzidziusiowatego wyglądu.
Pierwsze - zwyczajnie i po prostu.
Drugie - dziwnie i w kontraście, w mowie pozostaje jaskiniowcem.
Nie każdemu z tym po drodze. Obcej, takiej jakieś niepowszedniej. Błeee.
- Aaaaaa. Uuuuuu. A! U!
- Eeeeee. E!
- Yyyy. Yyyyyyyyyyyyyyyyyy. Y!!!!!
- Du. De. Khhh. O!
- Eni. Eejj!!
- Ne!
- Uuuuuu. I. Iiiiiii.
Gadał Julek.
Tak z boku to ja się nawet nie dziwię intensywnym przyglądaczom spod łba, z zaciekawienia, wymownie przy drabinkach, na lodach, w piaskownicy. Choć pewno dzieci nie brałabym pod pachy i w nogi.
Starsze dziecię wyrosło z bielskiego placu zabaw, cygańskiego brodzika i bezmleczakowego uśmiechu, młodsze z dzidziusiowatego wyglądu.
Pierwsze - zwyczajnie i po prostu.
Drugie - dziwnie i w kontraście, w mowie pozostaje jaskiniowcem.
Nie każdemu z tym po drodze. Obcej, takiej jakieś niepowszedniej. Błeee.
niedziela, 27 lipca 2014
Lato wyobrażeń
Czasem nieoczekiwanie łagodnieją.
Ten ich testosteron kurczy się i chowa pod maminy kiecką.
Spinek i sukienek nigdy nie założą. Wszak płeć ma swoje wymagania.
Różowy może być tylko Ryjek. Lalka w roli wojownika.
W ten upalny dzień uwiłam sobie wyobrażenie.
Jak to być mamą córki.
I wróciłam zaraz do gaci.
Ten ich testosteron kurczy się i chowa pod maminy kiecką.
Spinek i sukienek nigdy nie założą. Wszak płeć ma swoje wymagania.
Różowy może być tylko Ryjek. Lalka w roli wojownika.
W ten upalny dzień uwiłam sobie wyobrażenie.
Jak to być mamą córki.
I wróciłam zaraz do gaci.
Subskrybuj:
Posty (Atom)