Wracałam z Julkiem od audiologa na skrzydłach. Nie że pani doktor wykluczyła niedosłuch. Wyniki ABR bronią się drukiem czarno na białym. Ale pani doktor zajrzała w uszy, głową pokręciła, wątpliwość zasiała i poprosiła powtórzyć badanie. Za trzy tygodnie będę usypiać Julka na życzenie.
Nadzieja wróciła.
Energia do działania już wczoraj.
Rozmowy leczą moją duszę. Pogadałam z mamą Małgosi (nosi aparaty), pogadałam z osobistym konsultantem od słuchu (Kasiu, dziękuję! :)). Nawet rozpoczęłam dziś wstępne rozeznanie, jak zmienić orzeczenie o kształceniu specjalnym na sprzężone w związku ze stwierdzonym niedosłuchem i zaleceniem aparatowania (doprowadzając ciśnienie własne do wrzenia, bo pani dyrektor ppp zamiast odpowiadać na bardzo konkretne pytania, zaczęła wycieczki w stronę osób i miejsc jej nieznanych, ale stereotypowo już rozpoznanych).
A tu potwierdzenia tego stwierdzenia nie usłyszałam. Może usłyszę. Za trzy tygodnie. Ja się już jednak nie boję. I aparatów i formalności i tego nieznanego, obcego terytorium.
Mam wsparcie. Ludzi jeszcze wczoraj nieznanych.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Będzie dobrze, Marta!! Cieszę się, że miałyśmy okazję porozmawiać!! :)
OdpowiedzUsuńBędzie. Cokolwiek miałoby to dobrze znaczyć. :) Dziękuję :*
Usuń