Co zrobić, gdy próg domu przekroczy Holender u boku pięknej Polki? Witać po polsku, uśmiechać po angielsku, kryć się za kawą, biec po słownik, może lepiej wino?
Odpowiedź. Wpuścić na salony Julka.
Języka nie zabrakło mu w gębie. Przemawiał bez kompleksów swoją chińszczyzną, gestykulując przy tym śmiało i międzynarodowo, ciesząc przybyszami całym sobą. Raz dwa przełamał barierę, stopił wszelkie lody, podbił serca gości, wina nie trzeba było. Oswoił atmosferę, język - nawet kulejący angielski odgrzebał w mojej głowie.
I tak oto ze szpitala trafiliśmy prosto w niecodzienną, miłą atmosferę spotkania z Martyną i Adrianem. A potem jeszcze był grill rodzinny i czas zleciał miło. Z jednego miejsca na drugie. Hop, skok i dom. Jestem na właściwym miejscu.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
U nas było kiedyś podobnie. :) Przyjechała do nas pani z Holandii, zwana od tamtego czasu ciocią Renny albo ciocią Renifer. :) Czwarty miał wtedy jakieś 4 lata i nie mówił za wiele. Za to z ciocią R. dogadał się wyśmienicie! Razem siedzieli i książki czytali! :))
OdpowiedzUsuńA bo dzieci rozrabiają i rozbrajają. Bezbłędnie. :)
Usuńnie miałam, bardzo dobrze wyszło - szast-prast i zmiana klimatu :)
OdpowiedzUsuńJaka piekna rodzinna fotografia.Dzieki za udostępnienie,bo ostatnio moją wnusie widzę tylko na zdjęciach i słyszę przez telefon.Zazdroszcze
OdpowiedzUsuńHolendrowi...A Juluś zna gwarę międzynarodową,coś w tym jest :)
Jest jeszcze parę ujęć Martynki tylko z Romkiem, Krzysiem i Julkiem - kuzynostwo w budziskowym komplecie ;) To było fajne pokoleniowe spotkanie! :)
UsuńDzieki za fajne fotki.Obejrzałam i cieszę się z ich radości.Pozdrawiam serdecznie.
Usuń