No i nie zobaczyłam.
Mnóstwo ludzi, sporo mnóstwo i jeszcze mnóstwo.
Przerosło to moje wyobrażenie. I wzrost. Dzieci i mój.
Krzyś to jeszcze sprawny jak małpka wdrapywał się na każdy murek. Julek też by pewno dał radę z moją pomocą, ale posadzony i zapięty w wózku dawał mi gwarancję ogarniania wzrokiem Krzysia, co by nie przysłonił go jakiś wielbłąd. Ten z orszaku.
Miny nam zrzedły. Więc żeby przekupić dobry humor zabrałam nas do Pożegnania z Afryką na gorącą czekoladę z bitą śmietaną. Ale nam to podniosło morale. Ha!
Od razu po wyjściu znaleźliśmy złotą karetę na skwerku miłosiernie oszczędzonym przez tłumy. Krzyś powoził, Julek swoją, a orszak obok sobie szedł.
Chyba szedł. Z tego, co potem w telewizji widziałam.
Super, najlepsza chyba byłą ta bita śmietana, a i w karecie zdjęcia są fajowe.
OdpowiedzUsuńŻebyś wiedziała, przebiła wszystko! :))
Usuń