Mamy stare krzesła. Nadgryzione zębem czasu wysiadają i siadać na nich bywa ryzykownie. Trochę musiałam poczekać aż mąż złota rączka załatwi sprawę. Czekałam do chwili aż sam losowo nie trafił na trefne siedzenie. ;)
Przy niedzieli otworzył swój warsztat. Krzyś pierwszy taty pomocnik. Śrubokręt podawał. Śrubę przykręcał. I Julka przy tym zabraknąć nie mogło. Jak tylko naprawa się zaczęła, porzucił zabawę balonem i w kilku raczkach był przy chłopakach. Podglądał, zerkał, zaglądał i swoim „de-de-te” chyba nawet instruował.
Fajnie było patrzeć na tę zespołową pracę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz