sobota, 31 marca 2012

Biszkopcik

Umiejętność samodzielnego jedzenia to jeden z ośmiotysięczników Julka. Dziś dotarł do pierwszej bazy.
Od dawna podtykam Julkowi chrupki, biszkopciki, paluszki do rączki. W najlepszym razie brał, wkładał do buzi, odgryzał kawałek i rzucał. Najczęściej jednak po otrzymaniu od razu wyrzucał. Raz jeden wędrując natknął się na podłodze na porzucone i nadgryzione przez Krzysia jabłko. Wziął je w obie ręce, jak każdy inny przedmiot leżący na podłodze, a że jeszcze nieopatrzony, tym ciekawszy i wsadził do buzi. Usiadłam wtedy naprzeciw Julka (postanowiłam reagować, gdy zacznie gryźć kęsy, którymi mógłby się dławić). Julek ugryzł kawałek, pogryzł, połknął, ugryzł znowu. A ja nie mogłam ochłonąć z wrażenia. Oto mój syn samodzielnie jadł! Była to sekwencja kliku gryzów. I raczej zupełnie przypadkowa przygoda.
Dziś było inaczej. Świadomie. Jak zwykle dałam Julkowi biszkopta. A ten po ugryzieniu nie odrzucił, tylko dalej go trzymał. Ugryzł i trzyma. Ugryzł znowu i nadal trzyma. Biszkopt znika, rączka zaciśnięta na resztce miękkiego, słodkiego krążka. I co mój Biszkopcik zrobił? Zbliżył piąstkę do ust, rozwarł ją i wpakował resztę do buzi. Pogryzł i zabuczał. Chciał jeszcze. Normalnie zjadł sa-mo-dziel-nie biszkopta! Następnego też! A potem zawalczył z długą nitką makaronu spaghetti. Męczył i męczył, aż zjadł od początku do końca. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz