wtorek, 27 marca 2012

Raczek pierwszorzędny

Dziś lekarz rehabilitant, wcześniej pobranie krwi (TSH), a jeszcze wcześniej huraganowy poranek w domu.
Raczkowanie Julka piątka z plusem, siedzenie ze zgarbionymi plecami pała z wykrzyknikiem. To siedzenie to wcale nie taka znowu porażka, bo Julek potrafi siedzieć prosto jak z warszawskiego dworca centralnego do rotundy. Potrafi też niedbale, bezmięśniowo, jak zademonstrował pani doktor. Stanęło na tym, że Julek jeszcze przez miesiąc będzie rehabilitowany co środę i klejony przez pana Krzysztofa właśnie na to siedzenie poprawne (kinesiotaping). A potem spotkania kontrolne tylko raz w miesiącu. Bo jak pani doktor stwierdziła – Julek w tej chwili rehabilituje się sam. Fakt, raczek z niego pierwszorzędny.
Pobranie krwi rewelacja. W naszej przychodni w Sulejówku pielęgniarki to mistrzynie. Nie pierwszy raz poszukiwały Julka żył. Cierpliwie, dokładnie, intuicyjnie. I tym razem wkłuły się od razu, idealnie. Julcio nie zdążył zapłakać. Dla porównania w styczniu na badaniach kontrolnych w szpitalu babeczki wkłuwały się trzy razy, ten trzeci był strzałem w tętnicę. Krwi wystarczyłoby na cały zestaw badań i jeszcze jeden. A ile płaczu przy tym było.
Poranek. Poza czasem na przytulańce, ujrzałam huragan, którego się tylko domyślałam. Trzech facetów rządziło. Tata jadł śniadanie, a chłopcy buszowali w szufladzie, żeby tata mógł w spokoju zjeść śniadanie. Wyglądało to mniej więcej tak.


 
Takie chwile są bezcenne. A sprzątania jakby mniej. Dobry to był dzień. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz