Nie ma lekko. Musiałam wrócić do pracy. I tak przeciągnęłam swój pobyt w domu po urlopie macierzyńskim.
Kierat zaczął się pół roku temu, pod koniec września. Krzyś zaadoptował się już w przedszkolu, opiekę nad Julkiem przejęła teściowa. Życie trzeba było na nowo przeorganizować. Tydzień przyzwyczajania się całej rodziny do nowych trybów i poszło.
O 5.00 pobudka, skradam się na palcach cichutko jak myszka, żeby towarzystwa nie budzić. Higiena poranna zajmuje mi 20 minut (z pełnym makijażem), kawą nie zaprzątam sobie już głowy, robię tylko kanapki do pracy dla siebie (bo mąż od lat śniadanie szykuje sobie sam) i już, już mam wychodzić, gdy zazwyczaj budzi się Julek (z uśmiechem na twarzy). Euthyrox, przytulańce i podrzutka do małżeńskiego łóżka, w którym od godzin porannych śpi już Krzyś (nasz nocny wędrownik). Teraz chłopaki zostają pod opieką Radka. Ja o 5.40 zmykam na 10-11 godzin (dojazdy do i z pracy komunikacją publiczną zajmują mi łącznie trzy godziny, samochodem dwie, ale wtedy portfel pusty).
Wychodzę i nie wiem, co się dzieje, jaki huragan przelatuje przez nasz dom. Fakty są takie, że o 7.00 przybywają z pomocą teściowie, Radek z Krzysiem wybywa do przedszkola, a potem sam już do pracy, Julek z babcią rządzi, w mieszkaniu nastaje spokój i ład (wprowadzony ręką Mamy). Po pracy odbieram Krzysia z przedszkola, w domu jesteśmy ok. 16.30. Zwalniam Mamę, którą zabiera Tata i teraz ja mam pod opieką dwóch budrysów, a na głowie obiad. Zazwyczaj lądujemy w trójkę w kuchni, gdzie w ciągu czterdziestu minut tworzę coś zjadliwego (wyspecjalizowałam się w szybkich potrawach i wcale nie instant). Ok. 18.00 wraca Radek. Zasiadamy do obiadokolacji. Którą niezmiennie zakłóca buczący i domagający się smakołyków Julek (ale to już temat na osobnego posta). Ok. 18.30 mam wreszcie czas dla moich maluchów. Marne pół godziny. Staram się, żeby było to intensywne pół godziny wspólnej zabawy.
Ok. 19.00 początek przygotowań do spania. Czyli łóżek szykowanie, prysznic, piżamki, mycie zębów, co niektórzy butla z kaszką, inni niektórzy bajka na dobranoc, czytanie wieczorne i kołysanki. Odkąd Krzyś życzy sobie wspólnego prysznicowania z Julkiem, nastąpiła kumulacja czynności i hurtownia usług. Jest wesoło! I to też ten nasz czas, które możemy razem spędzić.
Ok. 19.30 młodszy brat śpi, a starszy jeszcze czuwa. Tuż po 20.00 i on odpływa.
Czas na relaks, czyli pranie, prasowanie, szykowanie chłopców na dzień następny, zakątkowe plotki, rozmowa z mężem i jest 22.00. Oczy zamykają się same.
Dzień jak co dzień. Dzień świstaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz