Niedawno Krzyś ją wyrwał z niepamięci i pamiętając o naszych
wywijańcach, znów zażyczył sobie tańców. Zumba w wersji light. Julek oniemiał.
No tak, na pewno nie pamięta tego, co działo się w ubiegłą wiosnę. Pierwszego
dnia patrzył zdziwiony. Drugiego sam zaczął poruszać głową w takt muzyki i
nawet zrobił wdzięczne kółeczko, raczkując dookoła siebie. Trzeciego kręcił się
wokół milczącego sprzętu wyraźnie oczekując naszej dyskoteki.
Dajemy z siebie wszystko, choć tańce to bardzo swoiste.
Śpiewu i skocznej polki zabraknąć przy tym nie może. Z dziesięciokilogramowym
Julkiem jeszcze jako tako idą mi podskoki po całym pokoju. Ale
dwudziestokilogramowy Krzyś to niemałe wyzwanie! Polka w naszej wersji wygląda statycznie
i niewiele ma wspólnego z tańcem. To jeden wielki kręcioł. Zaczynam powoli jak Tuwima lokomotywa. Rozpędzam się i kręcę coraz szybciej i szybciej, wszystko wiruje. Dobrze i długo kręcę. Tyle że jak ląduję z Krzysiem na podłodze, mam jeden
wielki helikopter w głowie. Nie ma szansy na kolejny start.:)) Zazwyczaj ta taneczna
karuzela kończy potańcówkę. Sił mi brak. Lubię te nasze tańce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz