Ten tydzień kuruję Julka i Krzysia. Praca nie zając. A chore chłopaki lubią mamusinej opieki. Siedzę z nimi. Czasem bawią się razem, czasem osobno, czasem muszę zniknąć w kuchni, żeby obiad upichcić. Mogłabym oczywiście Julka wsadzić na ten czas do łóżka, ale robię to w ostateczności. Jestem zwolenniczką niezależności. Krzyś potrafi się sam bawić. Julek różnie. Gdy więc robię coś mając chłopców poza zasięgiem wzroku, wyostrzam słuch. Włączam radar i wyłapuję dźwięki niestandardowe, ciągle gotowa do rzucania się na ratunek.
Jestem dziś w kuchni. Krzysia pozostawiłam bawiącego się helikopterem, Julka majstrującego przy krzesełku do siedzenia (próby wkładania gałki, zakończonej śrubą do właściwego otworu stały się jego pasją). Wszystko pod kontrolą.
Szatkuję więc białą kapustę, a ziemniaki kroję w kostkę. Słyszę warczenie helikoptera (Krzyś) i upadek gałki (Julek). Obieram buraki czerwone. Helikopter warczy (Krzyś), gra melodyjka chodzika (Julek). Ścieram marchewkę. Słyszę, że helikopter ciągle lata, a chodzik pracuje. Wrzucam pomidory do duszących się buraczków i marchewki. Helikopter warczy, poza tym cisza. Do białej kapusty i ziemniaków wrzucam liść laurowy i ziele angielskie. Cisza. Cisza? Cisza!!!! Wpadam do salonu. Helikopter nie lata, tankuje paliwo. Julek? Gdzie Julek? Robi mi się gorąco. Rzut na schody. Zabezpieczenie na swoim miejscu. Drzwi zamknięte. Musi być w salonie. Jest. Siedzi pod stoliczkiem. Koszyk z owocami na podłodze. On trzyma największe jabłko i gryzie. Jest już w połowie. Ze skórką, bez dławienia, gładko mu to idzie. I sam siebie poczęstował.
A barszcz ukraiński spokojnie gotuje się w kuchni. :)
Zęby mam, to co się będę szczypał.. ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Tym więcej, że od jakiś 10 dni Julek szczyci się kompletem. Ostatnia piątka przywitała się ze światem.:)
UsuńJabłko wygryzione, że ho, ho:) a mina:"o co chodzi ja tu spokojnie konsumuję":))) a to nasluchiwanie i ciszę alarmująca jak ja dobrze znam?!
OdpowiedzUsuń