Mamy przepustkę. Fajnie, że noc spędzamy w domu. Krzyś utulony do snu. Julek zasnął w łóżeczku. Spraw trochę, ruch domowy, to i głowa zajęta myślami przyziemnymi.
Czy ktoś liczył, ile kalorii można spalić przy kąpaniu dziecka? Dokładnie dwóch. Chłopców. Z których jeden rozsądny na miarę czterolatka, a drugi uparł się stawać akurat pod prysznicem. Gdzie ślisko. Od mydła rozlanego przed chwilą przez tego rozsądnego (?) czterolatka. Mycie ich to slalom z mydłem między stopami Julka i rękami Krzysia, gdzie jedna wrzuca na tor wodny (!) mydło (moje ulubione!) w płynie (ufff ... zamknięte), a druga smyra w brodę pochlapanego Julka. Mydlany badminton. Rozgrywających jest dwóch. Z lewej Julek. Bach rączką w mydło, a ono leeeci w stronę kratki, w której znika woda. Tam przejmuje mydło Krzyś i bach! prawe podanie do Julka. Julek bach! do Krzysia. Krzyś bach! do Julka. A ja między nimi w klęku, zgięciu, wygięciu myję tułowia, ręce, nogi, buzie, pupy. Chlapnięciem mi się dostanie. I mokra jestem. Od wody, od potu. Nabieram wprawy. W ignorowaniu zamętu, gdy moja ręka z mydłem szoruje bieżący brudek.
Jutro. Jutro o siódmej meldujemy się na chirurgii. O ósmej odprawa. Od ósmej trzydzieści zaczynają się zabiegi. Którzy będziemy w kolejce, dowiemy się jutro. Od piątej nie jemy. Będę towarzyszyć Julkowi w tym poście. Taka mała matczyna grupa wsparcia. Zatem trzymajcie jutro kciuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz