W zabieganiu codziennym nie mam wiele czasu dla chłopców, a
już dla każdego z osobna prawie wcale. Rano wychodzę, jest ciemno i sennie.
Popołudniu moja uwaga rozprasza się między obraniem ziemniaków, przewinięciem
Julka, wysłuchaniem Krzysia, ugotowaniem ziemniaków, podaniem obiadu,
ogarnięciem rozsypanych po kątach klocków itd. Ot, proza życia. Chłopcy obok,
za rzadko razem. No poza prysznicowaniem, to naprawdę nasz WSPÓLNY czas.
Dlatego dzisiejszy dzień, choć w zabieganiu między jednymi konsultacjami
a drugimi, był cały z Julkiem. Nie zmarnowałam żadnej chwili. Nie
żebym zabawiała Julka cały czas. Po prostu pozwoliłam sobie na bycie z nim.
Gadałam do niego, pozwalałam jemu wygadać swoje (nawet nie rozumiejąc słuchałam)
i milczałam z nim. Czekając w poczekalni na panią Dorotę pokazywałam wszystko,
co mogłam, a nawet pozwoliłam raczkować. A potem w drodze na kontrolne badanie
słuchu (drugi koniec Warszawy, jeszcze nie w Kajetanach) zatrzymaliśmy się w
centrum handlowym. Rzadko to robię. Nie jestem zwolenniczką spędzania czasu
z dziećmi łażąc po sklepach. Mieliśmy jednak sporo czasu, a ja palącą potrzebę uatrakcyjnienia
swojej szafy. Zabrałam więc mojego małego mężczyznę na babskie zakupy. Niemęskie?
Bynajmniej. Łaziliśmy od sklepu do sklepu. Julek w wózku, ja obok. Zaczepiał przechodniów.
Uśmiechał się do nich. Ludzie do niego. Pokazywałam mu ciekawe witryny. Jego
interesowały migające światełka. Kolorowo, gwarnie, ciekawie. W
przymierzalniach wyskakiwałam w kolejnym ciuszku i pytałam Julka, czy mu się
podobam. Za każdym razem uśmiechał się z pełną aprobatą. Żadnej krytyki. :))
Tylko zachwyt. Zachwyt miejscem i wariacjami mamy.
A potem w oczekiwaniu na rejestrację do badań, kręciłam
wózkiem. Kręciłam tak, że Julek chichrał się w głos. Ja z nim. Był szczęśliwy. Zarażał
uśmiechem innych.
Konsultacje bez zaskoczeń. Logopeda i psycholog. Nie
usłyszałam nic, czego bym nie wiedziała. Słuch bez zmian. Płyn w prawym uchu
obecny, w lewym brak. Wyniki zakłócone. Drenaż obowiązkowy. Czekamy już w
kolejce. Wiosna przyszłego roku. Zakupy udane.
Nie pamiętam, kiedy tak pierwszorzędnie wykorzystałam urlop
(nie licząc tego wakacyjnego).
W niedzielę planuję kino z Krzysiem.
Fajnych mam facetów. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz