czwartek, 17 stycznia 2013

Trzy słowa

Całkiem niedawno niecałkiem bliska mi osoba namawiała mnie na trzecie dziecko. Że młoda jeszcze jestem, że dobrze dla Krzysia, że mam warunki, że też dałam się wkręcić w tę rozmowę.
To normalne, że najbardziej bałabym się, że dziecko, które mogłabym nosić w sobie, jest chore. Upośledzone. Niepełnosprawne. Temat zespołu Julka już oswoiłam. Zaakceptowałam. Przegryzłam. Polubiłam nawet (czasami). Co nie znaczy, że nie chciałabym ponad wszystko na świecie, żeby Julek był pełnosprawny. Żeby mógł o sobie decydować. Mówić wyraźnie i na temat. Mówić w ogóle. Żeby mógł skończyć szkołę, którą chce i pójść na studia, jeśli zechce. Mieć przyjaciół, a z Krzysiem partnerskie relacje. Nie być w grupie podwyższonego ryzyka zachorowalności na różne paskudztwa z powodu nadmiaru materiału genetycznego. Znaleźć pracę, zarabiać. Utrzymywać siebie i swoją rodzinę. Z nami kontakt telefoniczny. Z miejsca zamieszkania, które sam sobie wybrał. Bałabym się, że dziecko, które noszę w sobie, nie będzie miało takiej szansy.
Już raz się oparzyłam. Moją świadomość dwa lata temu rozjechał kombajn rozczarowań. A doświadczenie wymazało tę głupią zarozumiałość, że moją rodzinę choroby nie dotyczą. Spokorniałam.
Na tym mniej więcej skupiłam się w tej rozmowie.
- No, ale wiesz, teraz są przecież badania, no wiesz, jakby było coś nie tak z dzieckiem, to wiesz…
Trzy wyrazy wprowadziły w osłupienie mojego rozmówcę. Trzy wyrazy: nie, usunęłabym, ciąży. A gdy dodałam, że Julka też nie usunęłabym, gdybym wiedziała o jego zespole, poziom konsternacji szczytował. Dla mnie to naturalne, że szanuję życie. Moje, twoje, jego, jej, nasze, wasze, ich, od pierwszych podziałów komórek i to niecałkiem doskonałe.
Nie mogę wymagać, aby każdy miał poglądy zbliżone do moich. Nawet tego nie chcę. Zarówno doświadczeniem, które zbieram w codzienności, jak i zderzeniem z innym punktem widzenia na ten sam problem, rozwijam się. Buduję swoją tożsamość. Niemniej boli mnie ta lekkość, z jaką przychodzi wyrażenie woli o amputacji życia. Bo płód jest wadliwy.

5 komentarzy:

  1. Też bym nie usunęła. dlatego nie zdecydowałam się na badania prenatalne.
    Ale bomba dwa razy nie trafia w to samo miejsce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie że nie Kasiu. Czasem jednak trafia. :(

      Usuń
    2. Marto, jesteście piękną rodzinką... Tak wiele mogę się od Ciebie, Was, uczyć...Ta możliwa ilość trafień bomby...aż wierzyć się nie chce:(
      Dominika

      Usuń
  2. Też widziałam na kilku blogach, że trafia :(

    OdpowiedzUsuń