Wiedziałam też, że to będzie jedyny moment wspólnego ich łażenia do tej samej placówki oświatowej. Za rok ich drogi edukacyjne rozejdą się raz na zawsze. Krzyś pójdzie do pierwszej klasy, Julek zostanie w przedszkolu jeszcze długo. W jakim przedszkolu pozostaje na razie pytaniem otwartym. Nie łudzę się też, że Julek za pięć lat będzie nadawał się do integracyjnej szkoły, której zresztą w naszej gminie i tak nie ma.
Chciałam namiastki normalności. Przez rok doświadczać obu synów w tym samym przedszkolu.
W tym swoim planowaniu nie przewidziałam jednego. Zaangażowania Krzysia. Jego okołoprzedszkolna opiekuńczość wobec Julka nabrała cech rytuału, w którym uczestniczy serce i rozum. Serce steruje w kierunku przytulasów i całusów, rozum demaskuje inność Julka. Bo moje dotychczasowe gadanie było gadaniem, teraz Krzyś empirycznie doświadcza różnice między Julkiem i jego niezespołowymi rówieśnikami. Wzbudza to tkliwość w Krzysiu, ale nie współczucie. I chyba zadowolenie. Bo na pewno to nie ujma być bratem Julka. Tego z Mróweczek, który tańczy wśród dzieci. I jest zwyczajnie lubiany.
To wartość dodana moich założeń. Zupełnie nieoczekiwana.
:)
OdpowiedzUsuń