Julek miewa różne fiksacje.
Była już wyładunkowa. Wszystkie sztućce zaliczały wyrzut z szuflady.
Była też
biblioteczna. Książki lądowały na podłodze, żeby z pieczołowitością na
miarę Julka być ustawiane z powrotem na półce. Mniej więcej w połowie.
Była
porządkowa. Kosz na śmieci pęczniał w tempie zawrotnym. Zbędność rzeczy
Julek klasyfikował według swojej niewypowiedzianej logiki.
Te i inne fiksacje zadamawiały się - jedne na dłużej, drugie na krócej, wzbudzając uśmiech, zmęczenie, najczęściej irytację. O różnym natężeniu. Naprawdę różnym. Niektóre pojawiały się i nigdy już nie wracały, inne po zaniknięciu, powracały nieco zmodyfikowane.
Julek jednak dojrzewa. Zmienia się. Usprawnia. Wymyśla nowe.
Teraz więc na topie jest fiksacja stołowa. Włazi w mgnieniu chwili, w odwróceniu głowy, bezczelnie na moich oczach. To jego myk-myk napawa mnie dumą i wielkim strachem. Stół stał się zakazanym miejscem zabawy, tańców i śpiewnych solówek. Choć włażenie to nie ma naszej aprobaty, nie odpuszcza. Uparciuch jeden. :)
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Stół był też ulubionym miejscem zabaw mojego Maksa. Nie było siły na niego! :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie - nie ma na Julka siły. :) To bardzo dobre określenie.
Usuń