O godzinie 14.00 siedziałam na ławeczce i piłam kawę.
Pranie zdążyło się wyprać, wyschnąć i zostać przeze mnie zebrane.
Zupa ogórkowa dawno ostygła ugotowana o dziewiątej rano, nogi kury właśnie wstawiłam do piekarnika.
Dom ogarnęłam z odkurzeniem i przemyciem podłogi plus przetarciem upaćkanych łapkami i julkowym jęzorem szyb.
Rano zawiozłam Julka do przedszkola i odebrałam go w samo południe, podrzuciłam do fryzjera - naszej sąsiadki, która zgrabną fryzurkę zrobiła z przydługiej już grzywki i boków. Po drodze drobne zakupy (na obiad pierwszomajowy) i wyczekane zakupy (dzieci).
I jeszcze skosiłam trawę w ogródku.
Zabawiłam się z Krzysiem w układanki literkowe.
Wypieliłam skrawek zapuszczonego skalniaka.
Przygotowałam rabarbar na ciasto.
Dotknęłam nosem wiosny.
O godzinie 14.00 mam jeszcze godzinę do wyjścia z pracy.
Zapomniałam, że aż tyle można zrobić. Gdy nie jestem w pracy i gdy młodsze dziecię nie absorbuje uwagi.
Wagary.
Zrobiłam sobie i Krzysiowi wagary.
Świetna sprawa!
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
:)) Nawet nie. To był słoneczny, dobry dzień, kiedy praca sprawia przyjemność. Czystą przyjemność. :)
OdpowiedzUsuńno Martuś...wagary na miarę stachanowca! 500% normy!:)
OdpowiedzUsuńu nas dzisiaj leje i zimno okropnie! Nic tylko się zaszyć:)
buziaki
Iwona
:)) u nas też dzisiaj deszczowo, ponuro i zimno, całe towarzystwo zblazowane ;)
Usuń