środa, 30 kwietnia 2014

Wagary

O godzinie 14.00 siedziałam na ławeczce i piłam kawę.
Pranie zdążyło się wyprać, wyschnąć i zostać przeze mnie zebrane.
Zupa ogórkowa dawno ostygła ugotowana o dziewiątej rano, nogi kury właśnie wstawiłam do piekarnika.
Dom ogarnęłam z odkurzeniem i przemyciem podłogi plus przetarciem upaćkanych łapkami i julkowym jęzorem szyb.
Rano zawiozłam Julka do przedszkola i odebrałam go w samo południe, podrzuciłam do fryzjera - naszej sąsiadki, która zgrabną fryzurkę zrobiła z przydługiej już grzywki i boków. Po drodze drobne zakupy (na obiad pierwszomajowy) i wyczekane zakupy (dzieci).
I jeszcze skosiłam trawę w ogródku.
Zabawiłam się z Krzysiem w układanki literkowe.
Wypieliłam skrawek zapuszczonego skalniaka.
Przygotowałam rabarbar na ciasto.
Dotknęłam nosem wiosny.
O godzinie 14.00 mam jeszcze godzinę do wyjścia z pracy.
Zapomniałam, że aż tyle można zrobić. Gdy nie jestem w pracy i gdy młodsze dziecię nie absorbuje uwagi.
Wagary.
Zrobiłam sobie i Krzysiowi wagary.
Świetna sprawa!

3 komentarze:

  1. :)) Nawet nie. To był słoneczny, dobry dzień, kiedy praca sprawia przyjemność. Czystą przyjemność. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no Martuś...wagary na miarę stachanowca! 500% normy!:)
    u nas dzisiaj leje i zimno okropnie! Nic tylko się zaszyć:)
    buziaki
    Iwona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) u nas też dzisiaj deszczowo, ponuro i zimno, całe towarzystwo zblazowane ;)

      Usuń