środa, 12 sierpnia 2015

Na osobisto

Zdarza się, że słyszę słowa uznania, podziwu, wyrazy szacunku, że wychowuję niepełnosprawnego syna. Nie potrafię wtedy przekonać rozmówcę, że to nic nadzwyczajnego. Rozumiem, że osoby, które rozpływają się w tych uznaniach, same nie doświadczyły takiej przygody, zatem dla nich moje zmagania wydają się godne podziwu.
Od środka wygląda to inaczej. Zwyczajnie.
Oczywiście ta zwyczajność ma dodatkowy chromosom, który najwięcej odpowiada za wypocone tu moje doły, utyskiwania i te pozablogowe podróże w siebie po wytchnienie i zrozumienie, co z boku może wydawać się "heroiczne". Takie nie jest. Typowe życiowe zmagania z codziennością. Czasami trudne, czasami łatwiejsze niż mogłam się spodziewać. Bardzo różne.
I nieprawdą jest, że daję radę, bo jestem silna. Sama nic bym nie zdziałała.
Siłą moją jest Radek, bez którego dźwiganie wszystkiego byłoby co najmniej o połowę cięższe, a cieszenie wszystkim, co daje powody do cieszenia o połowę bledsze.
Moja Mama, bez której nie potrafiłabym dostrzegać nadziei tam, gdzie wydaje się, że jej nie ma.
Krzyś, który jak krzywe zwierciadło odbija niedoskonałości brata z powodu że zespół Downa i w tym samym momencie równoważy swoim potencjałem te julkowe braki, o których marzę, że przestaną być brakami.
Moja Przyjaciółka, która lepiej wysłucha niż psychoanalityk i zawsze znajdzie słowo, które postawi na nogi.
I wreszcie Julek. Facet z Mocą, Słoneczna Bateria, która ładuje energię i pozytywnie nakręca. Dla kogoś z zewnątrz może wydawać się to herezją, ale Julek to całkiem niezły kawałek mojego świata. Tego samego, który na początku, wraz z pojawieniem się Julka, wydawał się końcem.
Silna jestem w najbliższych. Ot i taki truizm.

1 komentarz: