Po drugie siedzimy w domu.
Po trzecie o zmierzchu i o świcie wyskakujemy na basen. Trochę większy niż wanna, z wodą ciepłą jak bułeczki z piekarni, w zwiędniętych okolicznościach przyrody. Ale jest zjeżdżalnia, więc rundki w kolejności zjazd-chlast-wjazd-znowu zjazd-chlast w liczbie nie do znudzenia. Takie zmęczenie materiału daje nadzieję na przespanie pierwszej fazy nocy w spokoju. Potem duszno budzi i wędrówki nocne zwykle lądują na parterze. Ciasno, ale chłodniej.
Chciałam pogodę w swój urlop. Ale gdzie ten umiar?!?! Moje credo życiowe wróć!
Przepiękne ujęcia, cudne, radosne chłopaki. Serdecznie pozdrawiam moją ulubioną mamę - blogowiczkę, która mogłaby być moją córką (jestem już wiekowa).
OdpowiedzUsuńDziękuję. Pozdrawiamy i my bardzo słonecznie. :)
Usuń