Lubię, gdy jest przyjemnie. Jak na przykład w tym roku podróż
pociągiem z Krzysiem i Julkiem. Krzyś o rok dojrzalszy. Potrafił zająć się swoimi
autkami i klockowymi ludzikami na długie chwile. Julek wbrew moim obawom nie
wyrywał się do raczkowania, ale siedział najchętniej na moich kolanach. Zanim
oswoił się z pociągiem (i nabrał ochoty na zwiedzanie wagonu na swoich warunkach)
byliśmy na miejscu. Pufff-ufff. Nic nie zmieniła się natomiast u dzieci ta nieustanna chęć jedzenia w pociągu (nie miałam jajek na twardo) i konieczna,
natychmiastowa wędrówka do toalety. Siusiu – powrót – grubsza sprawa – powrót –
grubsza sprawa bis. W dwadzieścia minut. Miejscowy rekord pobity. Przez
Krzysia. No ale od zawsze szuka się do pociągowych peregrynacji pretekstu,
który niezawodnie działa na rodziców. Prawda? :)
Czyli. Jesteśmy w domu. W trakcie rozpakowania. I zapakowania.
Z wyprasowanymi rzeczami. Pięknymi wspomnieniami z pobytu u dziadków. Planami
na podróż nad morze. W rodzinnym już komplecie.
PS Za przyjemności wszystkich bielskich spotkań baardzo dziękuję. :)
Jedna z wakacyjnych atrakcji - podróż pociągiem.
A to jedno ze wspomnień. Przygotowania do lotu modelu szybowca na bielsko-bialskim lotnisku.
I lata ten szybowiec?
Najbardziej zorietnowany w temacie wydawał się Julek. ;) - Lata, o tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz