22 miesiące z Julkonkiem.
Od ostatniego miesiąca postępów w mowie nie dostrzegłam. Dedoki i mamowanie opanowane perfekcyjnie. To mu wystarcza. Mnie mniej. Ale co tam. Tu ten trzeci rządzi. Chromosom. Za to osiągi we wszelakich wspinaczakach osiągnęły niebezpieczne wyżyny. Julek włazi coraz śmielej i coraz wyżej, znajduje ekstremalne miejsca na wstawanie samodzielne, a potem chwieje się i leci w dół. Ja migiem błyskawicy mijam salon, żeby zdążyć złapać albo zapobiec. Nie ma granic jego wyobraźnia. No i zaczyna krokiem posuwistym przemierzać metry wzdłuż ściany i szafek w kuchni i nawet wokół stołu. Tu trzyma się jedną ręką blatu, drugą krzesła. Od krzesła do krzesła wzdłuż blatu. Nieźle to sobie wymyślił. Julkonek. :)
Jego rozwój to nie jest rytmiczna, systematyczna wędrówka pod górę, to jakieś wyboje. Łapie pion, kuma czaczę, a po chwili jakieś potknięcie i dziura w świadomości. Płynności żadnej. Żabie skoki. Nierówne i w różnych kierunkach. Do przodu, do przodu i w tył. Do przodu, do przodu i w tył. Więcej jednak do przodu. Więc mam się z czego cieszyć. :)
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz