Obudził nas deszcz. Zaplanowane plażowanie trzeba było prędko zamienić na coś przynajmniej podobnie atrakcyjnego, z morzem w tle. Padło na Gdyńskie Akwarium. Szybka rundka Trójmiejską Obwodnicą, przejazd przez niezatłoczoną Gdynię i byliśmy na miejscu. Skwer Kościuszki przywitał słońcem i wiatrem. Wietrzyskiem.
Błyskawica, Dar Pomorza, a naprzeciwko stragany z drobiazgami o ambicjach do bycia precjozami (sądząc po cenach). Byliśmy w miarę rano, więc kolejki po bilety do akwarium nie zaliczyliśmy, no i załapaliśmy się na wózki dla dzieci. Wersja skrócona tych z centrów handlowych. Akwarium przyjazne dzieciom. Krzyś Samodzielny przerzucił się na Zmotoryzowanego i tak jak Julek życzył sobie być powożonym. Ryby, ukwiały, koniki morskie i inne żyjątka wodne radowały oczy i budziły nasze zachwyty. Choć czasem trudno było dojrzeć szkaradnicę wśród skał, a mureny ewidentnie plotkowały o tych gapiących się zza szyby.
Julek i Krzyś palce co rusz wyciągali rozentuzjazmowani, zdziwieni i gotowi do komentowania. Krzyś po naszemu, Julek po swojemu. Zachwyt chłopców był wspólny! :) To i nam się udzielił.
Ale żółw. Zaraz się wynurzy.
Tego gościa przedstawiać nie trzeba ;) Najbardziej podobał się Krzysiowi.
Oooo, ale cudna...
Plotkujące ciotki. Siedzą, łypią okiem i gadają. Nie chciałabym znaleźć się na ich językach.;) Mureny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz