piątek, 24 sierpnia 2012

Truskawki moje

Kilka lat temu Radek kupił pnącą truskawkę. Nie pięła się wcale, owoców niewiele dawała. W tym roku porozsadzał krzewy i truskawka się rozszalała. Kwitnie przez całe lato i tym samym owocuje nieustannie. To kilka niedużych truskawek co parę dni, ale niewyobrażalnie słodkich. Ostatnio doszły jeszcze maliny, więc popołudniami ustalił się nam rytuał.
Zwykle po pracy i obiedzie idę do ogródka, gdzie zbieram słodki plon. Zawsze zbierze się mała miseczka. Wracam do domu albo na taras albo na ganek, siadamy razem i zaczyna się uczta. Jedna truskawka dla Krzysia, jedna dla Julka. Jedna dla Krzysia, jedna dla Julka. Chłopaki pilnują. :)) Krzyś liczy, a Julek wzrokiem sokolim pilnie tropi wędrówkę owoca. Jak za długo musi czekać, upomni się o swoje! Co piąty owoc trafia do mamy i taty. A we mnie wszystko spowalnia, pozostaje słodycz wspólnego rozkoszowania się deserem prosto z krzaczka.
Lubię te owocowe chwile.

Niemiłosiernie umorusani dzielą się słodyczą. Moje szczęścia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz