Zwykle po pracy i obiedzie idę do ogródka, gdzie zbieram słodki plon. Zawsze zbierze się mała miseczka. Wracam do domu albo na
taras albo na ganek, siadamy razem i zaczyna się uczta. Jedna truskawka dla Krzysia,
jedna dla Julka. Jedna dla Krzysia, jedna dla Julka. Chłopaki pilnują. :)) Krzyś
liczy, a Julek wzrokiem sokolim pilnie tropi wędrówkę owoca. Jak za długo musi
czekać, upomni się o swoje! Co piąty owoc trafia do mamy i taty. A we mnie wszystko
spowalnia, pozostaje słodycz wspólnego rozkoszowania się deserem prosto z
krzaczka.
Lubię te owocowe chwile.
Niemiłosiernie umorusani dzielą się słodyczą. Moje szczęścia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz