niedziela, 25 listopada 2012

Cukier

Niedzielny wieczór u państwa C.
Wychodzą goście (znów zostałam chrzestną :)), Radek ich odprowadza (brama nie ma pilota), Julek się kręci (czuję grubszą sprawę), Krzyś kaszle (rozbiegał się na koniec). To końcówka infekcji, flegma zalega. Znam ten kaszel. Chwytam Krzysia w pół, ewakuuję go do łazienki. Zabrakło ułamka sekundy. Zwymiotował w drzwiach.
Julek uwielbia być w centrum wydarzeń. Pcha się więc do łazienki. Do tej breji cudnej. Krzyś kończy swe dzieło. Już tam, gdzie powinien. Nogą powstrzymuję włażącego Julka, drugą okrakiem stoję za kałużą, żeby Krzysia doprowadzić do porządku.
Julek się cofa. Radka nie ma. Sprzątam.
Uchem wyławiam szczęk zamykanej szafki kuchennej. Kuchnia blisko łazienki, wychylam więc głowę. Julek siedzi okrakiem. W rękach trzyma papierową torbę. Z wprawą przechyla ją do góry dnem (gdzie on się tego nauczył?!). Prosto na siebie. Wreszcie!!!! Leci, leci słodka zawartość. Prosto na Julka. Na podłogę. Jak confetti. Cukier jest wszędzie.
Do uczty dołącza Krzyś. Za chwilę tata włączy odkurzacz.
Jak jest spokój, to jest spokój do potęgi. Jak się coś dzieje, to do potęg dwóch. :)




2 komentarze:

  1. Pamiętam jak mój Pierwszy uczył się jeść łyżeczką. Szło mu bardzo opornie i większość zawartości nie trafiała do buzi tylko lądowała gdzieś po drodze. Któreś dnia nakryłam go w ubikacji, gdzie za pomocą łyżeczki pożywiał się wodą z kibelka ( na szczęście był czysty!! kibelek był czysty!). Ciekawe, że wtedy nie uronił ani kropli! :)))
    Dzieci tak mają, że wykorzystują swoje umiejętności nie tam, gdzie powinny, :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))) i skąd w dzieciach takie ekstremalne zapędy? pomysłowość ich nie zna granic! :)
      Cukru bym dosypała i wody do kibelka dolała, gdyby Julek łyżeczką zgarniał zawartość. ;) Na razie poprzestał na wylizywaniu jak kotek. Ćwiczenia logopedyczne jak znalazł ;)

      Usuń