Zaparkowaliśmy jakieś dwa kilometry od miejsca imprezy, bo był zakaz wjazdu, którego mało kto przestrzegał.
Szliśmy spacerkiem przy wtórze gderającego Krzysia. Julek w wózku nie kwękał.
Gdy dotarliśmy na miejsce, inscenizacja była już zakończona. Nie załapaliśmy się na cud. Trafiliśmy za to w sam środek festynu. Kolorowe waty cukrowe mieszały się z zapachem bigosu, piwa, popcornu i grochówki. Tłum ludzi przewijał się leniwie wywołując we mnie duszności. Środek polany pod telebimem otoczony był straganami z plastikiem, pustymi kaloriami i niczym pięknym. Lep na dzieci.
Chętnie uciekam z takich miejsc.
Po drodze potykając się o wyjaśnienia powodów, dla których nie skorzystamy z dmuchanej zjeżdżalni. Rozczarowanie Krzysia sięga zenitu i wyczerpuje cierpliwość. Lód na patyku ratuje mój honor.
Ossów 2014. Wyczerpująca walka z zachciankami sześciolatka.
Nie mam pojęcia, czy mój komentarz poszedł, czy tez zniknął. :)
OdpowiedzUsuńZniknął:(
UsuńA to komentarz!!! A ja napisałam, że może w przyszłym roku uda się Wam trafić w końcu na początek! :)
OdpowiedzUsuń:)) dopóki chłopaki nie będą potrafili wysiedziec w jednym miejscu dłużej niż pół godziny, to nawet nie będziemy próbować. Warto przyjść tam wcześniej, znaleźć miejsce na trybunach i poczekać na start. Na razie u nas niewykonalne; )
Usuń