Widziałam to jak w taniej reklamie: idę brzegiem morza, stopy nurzając w piasku, za rękę trzymam męża, dzieci radośnie i zdyscyplinowanie biegają wokół.
Było tak: - Uuuuuhuuu! dziki wrzask, niepohamowane i nieumiarkowane włażenie w morską toń, przetykane moim nudnym "stójcie, stójcie!".
Mokrzy byli raz-raz. Nie miałam nic na przebranie.
Poniedziałek, czyli pierwsze plażowanie.
Na szczęście przerwane deszczem. Bo pogoń za Julkiem stawała się maratonem. Uciekliśmy do Pucka.
Wtorek, czyli żaba.
Uratowała nas od rozstroju nerwowego. Julek zakumplował się z żabą, najwięcej z tym kawałkiem morza w niej. Trwał przy nich wiernie. (Za inspirację wielkie lody należą się dryfującej mamie. Ja stawiam ;))
Środa, czyli spotkanie towarzyskie.
Zmiana plaży i obyczajów. Przy trzech pięknych damach (dodam, że rówieśnicach, a dla Julka dwóch w jednym: Zosia z rocznika Julka ale daleko za nim, Klara dwa lata młodsza, mentalnie bardzo odpowiadała Julkowi) chłopcy miękną, morze mniej dostrzegają, stroszą piórka. My mamy czas na rozmowy przy falach. Czas upływa dynamicznie i milej. Pada rekord plażowania (5 godzin!). Niestety przerwany deszczem. (Dominiko, fajnie nam było z wami. Powtórzę raz jeszcze: Aurelia, Zosia i Klara są cudne!)
Czwartek, czyli zmiana trendu.
Julek ucieka falom, nie nam, a żaba traci kumpla. Krzyś popołudniu odkrywa park linowy. Jednego chłopaka mamy z głowy. Wieczorem podejmujemy próbę romantycznego spaceru brzegiem morza o zachodzie słońca. Daremnie. Jeden idzie w prawo, drugi w lewo, pacyfikujemy obu Lisim Jarem. Za ręce trzymamy dzieci.
Piątek, czyli ostatnie plażowanie.
Pierwsze w całkowitym słońcu (przez dwie godziny). Radek po raz pierwszy (i ostatni) zakłada kąpielówki, ja się opalam (sic!), chłopcy budują zamki, kopią dziury i tracą zainteresowanie morzem (sielanka).
Wieczorem dołączam do Krzysia i udaję Jane (tę od Tarzana). Idzie mi nieźle aż do rajdu na lianie. Za mało podkulam nogi i walę w podest. Ale zdobywam żółtą trasę, moje pod-kolana siniaki.
Sobota, czyli powrót.
Pożegnania z morzem nie ma. Wszystkie ciuchy już spakowane, nie ma nic na przebranie.
Zatrzymujemy się w Gdańsku na miłym, w Borejkowym klimacie, spotkaniu rodzinnym. Po pięciu dniach atrap obiadów, rosół i mielone smakują wybornie. Drożdżowy placek szybko staje się wspomnieniem. (Grażynko, bardzo dziękujemy za gościnę!).
Niedziela, czyli koniec urlopu.
Dobrnęłam do mety. Zmęczyłam się, odpoczęłam, zmęczyłam, wypoczęłam czynnie nad morzem. Złapałam oddech. Nabrałam powietrza na jutro i cały tabun tych dni, które nadchodzą. Fajnie było pobyć we czwórkę, nawet jeśli nie zawsze było różowo, to niewątpliwie prawdziwie i intensywnie. Na nudę nie mogliśmy narzekać. Teraz pranie i do roboty. :)
Marto, pięknie dziękujemy - za spotkanie, za rozmowy, za zdjęcia:) Naprawdę niezwykła z Was rodzinka. A T.tu dodaje, że dzięki Twojemu komentarzowi do naszego spotkania i zdjęciom widzimy lepiej, więcej, piękniej... B.mocno Was pozdrawiamy:) P.s. Naprawdę miałaś wizję romantycznych spacerów po plaży?:)))
OdpowiedzUsuńJak się bardziej ogarnę, to więcej fotek prześlę ci na meila.
UsuńWiesz, przez krótki, bardzo króciutki moment wydawało mi się, że można tak normalnie, spokojnie, w tym samym kierunku pospacerować. Ale potem cieszyłam się momentami bez biegu w ogóle. I taki "spacer" stacjonarny satysfakcjonował mnie całkowicie. :)) serdecznie was pozdrawiamy, fajnie było, no nie? :))
No bardzo fajnie:) Trzymajcie się zdrowo. No i cierpliwie poczekam na zdjęcia. A "spacer" stacjonarny świetnie oddaje ten stan, jak można sobie było przez chwilę po prostu "pobyć na plaży"... Dobrego tygodnia dla Was.
OdpowiedzUsuńsuper, że jednak udało się Wam wyrwać i trochę "odpocząć" w pięknych okolicznościach przyrody;) No i ten bonus w postaci spotkania z Dominiką:) - góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem da radę:) Fajne ma dziewczynki, pozdrowienia dla nich! Ja określam wyjazdy rodzinne-wakacyjne jako "opieka nad dzieckiem w innym miejscu" i na romantyczne chwile nawet niespecjalnie liczę...i się nie przeliczam:D
OdpowiedzUsuńbuziaki dla Was!
P.S. Mogę też prosić o jakieś zdjęcia jeszcze?:)
Iwona
I nawet przez Karwię jechaliśmy.:)
UsuńTaak, spędzenie urlopowego czasu wspólnie, w innym miejscu niż dom, daje dobrego energetycznego kopa. :)
Dawno mnie tu nie było! :-) Jednym słowem wycieczka udana, nie nudziliście się! :-) Zdjęcia super. Teraz nasza kolej na morze - weekendujemy się, pozdrawiamy z Niechorza. Wracam do lektury! :-) Martyna
OdpowiedzUsuńWypad się udał. :) Mam nadzieję, że weekend nad morzem się udał. Pozdrawiamy i my :)
Usuń