Od połowy września Julek dosiada czarnego Pantera i w czapce prawie-dżokejce pomyka z dystynkcją i dostojeństwem prowadzony przez dwie urocze i urodziwe kobiety. Jedna to terapeutka, druga opiekunka konia. Pół godziny w terenie. Minuta karmienia. Zadowolenie duże.
Początki były bez achów i ochów, raczej z rezerwą, ale bez wyraźnego <nie>.
Teraz na stwierdzenie, że jedziemy pojeździć na koniku, Julek makatonem pokazuje konia i szczerzy zęby w uśmiechu.
Jesień tego roku rozpieszcza nas słońcem i ciepłem, to i czwarte zajęcia ciurkiem tygodniowym wczoraj były. Ostatnie chyba w takiej aurze cudnej.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Jak dzielnie i profesjonalnie Julek karmi konika!!!!
OdpowiedzUsuńJeszcze niepewnie podaje jabłko, z lekką obawą przed paszczą konia, ale nie poddaje się i rękę wyciąga. :)
Usuń