Trafiliśmy dziś na plac zabaw, na który chodziłam jedną wiosnę, lato i kawałek jesieni z dwuletnim Krzysiem i rosnącym Julkiem w brzuchu. Bez dodatkowego chromosomu i wady serca jak wszelkie usg donosiły. Któregoś dnia na placu pojawiła się kilkuletnia dziewczynka z zespołem Downa, siostrą i mamą. Patrzyłam na nie jak na nie moją historię. Bez zaangażowania i głębszej refleksji. Z ulgą myślałam: to nie moja bajka. Zarozumiałość fundowały mi idealne wyniki badań.
Dziś Julek był obiektem obserwacji. Tyle życzliwych, co obojętnych.
Taka sobie zmienność. Nieoczekiwana zamiana miejsc.
Kiedyś bolesna, dziś bardzo właściwa, szczęśliwa.
Czy uwierzyłabym w wieszczenie Kasandry, gdyby usiadła wtedy obok mnie na ławeczce?
Julek wlazł gdzie się dało, zjechał na czym się dało, pohuśtał się i opuścił plac zabaw. Beznamiętnie.
Znalazł Krzysia i nowe atrakcje.
Reszta pozostała za nami.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Julek przynajmniej się wygląda na szczęśliwego i zadowolonego! Trzymajcie się! U nas dzisiaj ponuro i zimno!
OdpowiedzUsuńW zdecydowanej większości dnia, bez względu na okoliczności i pogodę tak właśnie wygląda. I to daje siłę! U nas ciągle słońce. Ślę i wam tych promieni choć trochę.
Usuń