wtorek, 10 marca 2015

Kwestie wychowawcze (1)

Julek dorośleje.
Dorośleje w sensie, że doskonale rozumie, co do niego mówię. Co nie jest oczywiście równoznaczne z tym, że reaguje na to, co do niego mówię. Ale to odkrycie, że rozumie, pozwala mi wreszcie na porozumiewanie się z Julkiem tak jak kiedyś z małym Krzysiem.
Bez cienia wątpliwości werbalizuję więc swoje oczekiwania, propozycje, wymagania. Patrzę wtedy Julkowi w oczy (jeszcze półtora roku temu nieosiągalne!), przemawiam prostymi zdaniami, które niosą konkret. Żadnej abstrakcji. I wiem, że nie rzucam grochem o ścianę, mimo że słuchacz-jeszcze-nie-rozmówca nie reaguje. Nie reaguje, bo: - nie chce; - ma moją propozycję w głębokim poważaniu; - ma swój pomysł na … . Ale nie - że nie rozumie. A to daje mi pole do negocjacji! I poszukiwań kompromisu.
Załapałam to w codziennym rytuale wożenia Julka z przedszkola. Obowiązkowo muszę wtedy włączyć „Upiora w operze”. Julek śpiewa z nim, słucha go, nie wierci się. Bardzo przydatne, gdy podjeżdżamy pod Krzysia szkołę o kilkanaście minut za wcześnie. Upiór poskramia Julka różnorodne bunty. Siedzimy w aucie. Słuchamy. Czasem po drodze wpadamy do piekarni po świeże bułki. Któregoś razu zatrzymałam się, wyłączyłam silnik i automatycznie muzykę, Julek w płacz! Włączyłam silnik. Włączył się upiór. Julek ucichł. Okey. Rozumiem. Zaryzykowałam:
- Julek, wyłączę upiora. Pójdziemy po bułki. Wrócimy, włączę upiora. Zgoda?
- Ne.
- Julek, wyłączę upiora, dobrze? Pójdziemy po bułki. Wrócimy i znowu włączę. Zgoda?
- Da.
Wyłączyłam. Poszliśmy. Kupiliśmy bułki. Wróciliśmy. Upiora włączyłam.  Wszystko w błogiej ciszy. Z pogodnym synkiem, chętnie trzymającym swoją łapkę w mojej.
Julkowi przestało być wszystko jedno. Skoro więc wreszcie znalazłam się na tej ścieżce, nie złażę z niej. Potykam się nie raz. Ścieram kolana, nosem szoruję o ziemię, ale nie poddaję się.

Julek rozumie. Julek po prostu nie zawsze ma ochotę na współpracę.

4 komentarze: