Swego czasu Krzyś był na lękowym odwyku.
Opanowaliśmy wtedy zasypianie. Trochę pomogło nam w tym przegadanie tematu,
trochę czas, trochę bajki-zasypianki, trochę bajki terapeutyczne (dziękuję raz jeszcze,
Izo!).
Przez kilka miesięcy działał rytuał: czytam – cmok na dobranoc – poducha serce do przytulenia – bajka na CD – wychodzę. Gdy zepsuł się sprzęt audio, bez większych zgrzytów pomijaliśmy odsłuch i Krzyś też sam zasypiał.
Przez kilka miesięcy działał rytuał: czytam – cmok na dobranoc – poducha serce do przytulenia – bajka na CD – wychodzę. Gdy zepsuł się sprzęt audio, bez większych zgrzytów pomijaliśmy odsłuch i Krzyś też sam zasypiał.
Ale.
Ale od czasu do czasu włącza się Krzysiowi
czujka i nie chce mnie wypuścić z pokoju. Bajki pod lupą, gry na komputerze w
stopniu minimalnym, horrory niedozwolone. O co więc chodzi?
O impuls. Zwykle to postać, która pojawia się
w jakiejś bajce lub filmie, tak sugestywna, że zapada w Krzysia pamięć. I
straszy. Nie daje dzieciakowi zasnąć.
A że poczytałam co nieco o tych lękach
dziecięcych najróżniejszych, przestałam zbywać i lekceważyć potwora („no co ty,
boisz się tego cudaka?”). Traktuję go całkiem poważnie.
Więc gdy Krzyś przestał zasypiać po
filmie „Siedmiu krasnoludków ratuje Śpiącą Królewnę”, który obejrzał na wycieczce klasowej, zlokalizowałam w wiedźmie przyczynę lęku. Znalazłam zwiastun
filmu. Zatrzymałam na tym czarnym charakterze. No suchciel okropny, z parszywym
spojrzeniem, mrożącym wszystko dosłownie i w przenośni. W domu - za zgodą
Krzysia - odtworzyłam. Zrobiłam stopklatkę i dalej wyżywać się na wiedźmie. Śmiechem najlepiej! Krzyś załapał. Zaczął z
jędzy szydzić, tak że zaczęła się w jego wyobraźni kurczyć. Powtarzaliśmy codziennie
rytuał wyśmiewiska z paskudy. Krzyś coraz lepiej zasypiał.
Od soboty znowu czujka, a przecież dzień
mega-aktywny (rano basen, wieczorem impreza), poszedł spać o 23.00. Normalnie trzy minuty i chrapałby w najlepsze. Teraz nie dawał mi wyjść z pokoju. Bał się. W niedzielę powtórka. I nic nie chciał powiedzieć. Po krótkim śledztwie namierzyłam w pamięci moment, gdy Krzyś jakiś film od lat siedmiu oglądał w sobotę. Wprost
zapytałam, co go w nim wystraszyło.
- Jaszczury! Było ich kilka, z wielkimi
zębami.
Jaszczury. Z wielkimi zębami.
- Dobra, narysujesz je, jak wrócimy
do domu. A potem przyczepimy magnesami
na zmywarce i będziemy celować w nie strzałkami (też z magnesami). Unicestwisz
je, Krzysiu! Pokonasz!!
Jak tylko przekroczyliśmy próg, Krzyś pobiegł po kartkę i zaczął rysować. Jaszczury wylądowały na drzwiach zmywarki.
Od poniedziałku rozprawiamy
się z nimi. Na wszelki wypadek są dodatkowo uwięzione magnesami (pomysł
Krzysia), a dobro na widłach uwolnione (też pomysł Krzysia). Zasypianie powoli wraca do normy.
Przyczyny lęku Krzysia są konkretne.
Strach realny. Tylko rzeczowym działaniem mogę go poskromić. Najważniejsze, że to działa!
Marto jesteś prawdziwą terapeutką. Brawo za pomysły i realizację
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Zainsoirował i pozwolił zrozumieć te dziecięce lęki autor strony bajki-zasypiajki. A potem to była tylko kwestia znalezienia przyczyny lęku i poszukania narzędzia do poskromienia tej emocji. To naprawdę działało :)
Usuń