Julek – pobranie krwi bez płaczu i z efektem. Spotkanie z
anestezjologiem pełne konkretnych wskazań i zaleceń. I nadzieja, że w
poniedziałek po zameldowaniu się na chirurgii, spędzimy noc w domu, na
przepustce. Na pewno jednak przez dobę po zabiegu pozostaniemy w szpitalu.
Potrzeba uzupełnienia Julkowej dokumentacji o wynik Echo ze stycznia.
Załatwione.
Telefonów kilka. I każdy pomyślny. Pierwszy to wiadomość o
przeniesieniu wizyty Krzysia u stomatologa z przyszłego czwartku na jutro.
(Zwlekałam z kontrolą, przekładałam, innymi sprawami się zajmowałam, aż mały
ubytek w czwórce pod moim okiem wydziurkował się, oj zaniedbałam trochę mojego
starszaka).
A teraz uwaga! uwaga! kolejny telefon, z OWI. Wizyta u
lekarza rehabilitanta z wtorku 29 maja zostaje odwołana. Uśmieszek losu. Kiedy
przeniesiono termin zabiegu Julka, wiedziałam, że stracę wizytę u tego właśnie
lekarza, ale trzymając się swojej zasady (patrz stoicki spokój) miałam
dzwonić do OWI w poniedziałek, żeby odwołać. Teraz już nie muszę.
Telefonicznie doprecyzowałam z księdzem organizację Julkowego
chrztu. Julek tuż przed operacją na serce, został ochrzczony z wody. W
pośpiechu, w sali szpitalnej, bez chrzestnych. Teraz (10 czerwca) będzie miał
chrzest rodzinny. W kościele. W garniturze po Krzysiu. Ze wszystkimi, którzy Julcia kochają.
Końcówka dnia niespodziankowa! Mój Krzyś, mój niespełna
czteroletni Krzyś jeździ na rowerze na dwóch kółkach! Pękam z dumy! :)
Walczyłam z piecem (Radek dziś późno wracał, a ciepłej wody
nie było, więc chcąc nie chcąc musiałam rozpalić tego potwora, żeby mieć w czym
dzieci umyć – umorusane po czubki głowy). Julek walczył ze mną, wyrażając
dobitnie swoje niezadowolenie z uziemienia go w łóżeczku. Dla niego to karcer.
Szczególnie, że słyszy siekierę w kotłowni (nie znoszę rąbać drewna na rozpałkę!).
Znaczy jest akcja. A jego przy niej nie ma. A Krzyś walczył z
rowerem. Najpierw na czterech kółkach. W pewnym momencie woła mnie:
– Chodź, mamuś! Coś ci pokażę! Wychodzę. Kółka boczne odkręcone, a Krzyś nieporadnie rozpędza się i … jedzie na dwóch kółkach. Wyciągnęłam Julka z łóżeczka. Wsadziłam do wózka. Patrzymy. A Krzyś jedzie. Wywraca się. Podnosi. Jedzie. Wywraca. Wstaje. Jedzie. Jedzie. Jedzie. Hamuje na bramie. Znów jedzie. Po piętnastu minutach robił ósemki na podwórku. Hamuje jeszcze nogami, ale i to wkrótce opanuje. Mój Krzyś!
– Chodź, mamuś! Coś ci pokażę! Wychodzę. Kółka boczne odkręcone, a Krzyś nieporadnie rozpędza się i … jedzie na dwóch kółkach. Wyciągnęłam Julka z łóżeczka. Wsadziłam do wózka. Patrzymy. A Krzyś jedzie. Wywraca się. Podnosi. Jedzie. Wywraca. Wstaje. Jedzie. Jedzie. Jedzie. Hamuje na bramie. Znów jedzie. Po piętnastu minutach robił ósemki na podwórku. Hamuje jeszcze nogami, ale i to wkrótce opanuje. Mój Krzyś!
Na dwóch kółkach.
Obserwator. :)
Ósemka - wyższy poziom wtajemniczenia. ;)
A portki to tak w ogóle w łazience zostały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz