wtorek, 22 maja 2012

Wyścigi

W ubiegłym maju Krzyś na rowerze pomykał niewiele. Nie przypadł mu zanadto do gustu. Julek pomykał w głębokim wózku, na świat patrząc z pozycji na wznak.
W tym maju Krzyś pomyka na rowerze, aż się za nim kurzy. Julek pomyka w spacerówce, siedząc w niej wygodnie. A ja nie wiedzieć czemu wpadłam na pomysł wyścigów. I życia już nie mam.
Wyścig wygląda tak. Krzyś na swym czterokołowcu rozpędza się. Ja rozpędzam się za nim, pchając przed sobą wózek z Julkiem. Nie ma czasu na odliczanie: do startu – gotowi – START! To wyścig na dziko, z okrzykami Krzysia i zadyszką moją. Pędzimy przed siebie. Wiatr świszczy w uszach. Tumany kurzu się wzbijają. Dziki Zachód nie Ptasia. Krzyś wywija czapką i woła:
 - Jestem komboj, uuuaaa!
Julek ze śmiechu się zachłystuje prawie (nie tym kombojem, choć chciałabym bardzo, prędzej galopem naszym, czym też się cieszę). I tą radością swoją mnie dopinguje. Gonimy więc Krzysia, ten mocą swych czteroletnich nóg pedałuje prawie na czwartym biegu. Przyspieszam (na ostatnim wdechu), doganiam, a nawet przeganiam. Ale tylko na krótkim dystansie i gdy mnie gardło nie boli, jak wczoraj. Lubią moje chłopaki te wyścigi. A mnie aerobic już niepotrzebny. Kondycja sama rośnie biegiem.;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz