Trwający od ubiegłego poniedziałku turnus w OWI na Pilickiej przerwaliśmy dzisiaj (zapisaną pół roku wcześniej) wizytą kontrolną w przychodni kardiologicznej na Litewskiej. Zamiast hydroterapii kąpiel w nerwowym oczekiwaniu w zatłoczonej poczekalni (wizyta na godziny to tutaj fikcja). Zamiast grupy "Mama i ja" integracja z czekającymi na kardiologa dziećmi. Usiadłam z Julkiem i Krzysiem (towarzyszył bratu) obok Piotrusia. Ten rówieśnik Krzysia z wadliwym sercem, ale na dłoni, z wydołkowanym w policzkach uśmiechem szukał kontaktu z Julkiem. Potem znalazł wspólne tematy z Krzysiem i poleciały minuty, kwadranse, półgodziny względnie spokojnie. Julek był najmniej cierpliwy. Przeziębiony, ze stanem podgorączkowym nie miał ochoty na takie czekanie. Dlatego na Echo miał już wszystkiego dość i ostentacyjnie ignorował panią doktor. Badanie poszło gładko i bez zakłóceń. Kochany Julek. Nawet wie, kiedy ma się buntować. Jego serce jest w dobrym stanie. Moje odetchnęło. Żadnych przecieków, niedomykalność zastawek na tym samym poziomie, łata się trzyma, serce bije miarowo. Ja już tak przywykłam, że jest dobrze, że nawet nie zakładam, że może być źle.
Wczoraj na zajęciach w OWI
Julek zawsze jest na początku jakiejś drogi. Tę przeszedł całą. :)
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz