I wracać jutro do pracy pora. Dwa tygodnie z Julkiem minęły
prędko. Codzienne wędrówki na Pilicką o tej samej porze wyznaczały rytm dnia. Krzyś
krócej w przedszkolu, też coś uszczknął z tych wolnych moich dni. To jeszcze
nie urlop - ten planujemy w sierpniu - ale zawsze weselej w domu, gdy dwójka ich
bryka. Mieliśmy w tym czasie też babcię Krysię, gości urodzinowych Krzysia,
przeziębienie Julka, kardiologa, Helenkę z rodzicami, podejrzenie zapalenia wyrostka
robaczkowego u Krzysia, pysznego grilla, treningi tatusiów na tarasie i
chrupkowe przyjęcie na kanapie. Atrakcji moc. Pogoda dopieściła. Humory nie
zawiodły. Tylko gorączka w sobotnią noc na koniec dopadła Helenkę.
W ogóle Helenką jestem oczarowana. Bo mi brak córeczki doskwiera. Że tak przyznam się skryto-otwarcie. Biegała z Krzysiem, bawiła się obok Jujka,
szczebiotała dziewczęco, z ciekawością dopytywała o wszystko i w ogóle swoją obecnością nadawała mojemu facetowskiemu
otoczeniu delikatności. Przez brąz swych cudnych oczu wpisuje się w naszą rodzinkę. Może uchodzić za siostrę Krzysia i Julka. Z powodzeniem. ;)
Pierwszego dnia Krzyś tylko patrzył.
Drugiego już ćwiczył. Najchętniej zaś odpoczywał. :)
Chrupkomaniaki.
Łóżeczko dobre na nudę.
Czy te oczy mogę kłamać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz