Julek ma dwa lata i cztery miesiące. Łazi w pampersie i nie zanosi się w najbliższym czasie, że przestanie. Nie zauważa różnicy między kołem a kwadratem, za to bezbłędnie rozróżnia biszkopta od herbatnika. Na tego ostatniego przecząco kiwa głową i mówi (!): ne. W ogóle smak jego stał się wysublimowany ostatnio. Kurczaka tak, duszoną marchewkę nie. Czerwony barszcz nie, za to biały jak najbardziej tak.
Wyciąga ręce, żeby go wyjąć z łóżeczka, potrzasku i Krzysia uścisku.
Przytula się całym sobą.
Zaczyna sam budować wieżę z klocków. Gdy przytrzymuję jej podstawę i podaję klocki we właściwej kolejności. Nadal burzenie wieży jest w modzie.
Zbiera klocki do pudełka. Jak mu się chce. Jak nie chce, zostawia i idzie zrzucać książki z półki.
Nie podchodzi do kominka, gdy się w nim pali.
Do otwartej łazienki biegnie w podskokach. I do kibelka nic już nie wrzuca. Za to wyciąga. Wyciąga rękę, zanurza w muszli i zgarnia wodę. Którą pije. A z kubka nie chce. Nicpoń jeden.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
No przecież dorastam mamo! Zdobywam nowe doświadczenia :D
OdpowiedzUsuńOd destrukcji do konstrukcji. Niebawem się zmieni.
Julek i tak zawojował mnie kiedyś na Pilickiej i tak już zostało.
BaHa
Oj, dorasta. Coraz częściej i dobitniej wyraża swoje zdanie. :)
UsuńWoda z kibelka jest szczególna. Mój Pierwszy też jej smakował w podobnym wieku. :))))
OdpowiedzUsuń