czwartek, 14 listopada 2013

Czwartek w ruchu

No więc tak. Najpierw pani Agata przeniosła zajęcia Julka na dzisiaj. Bo poniedziałkowe przez święto przepadły. I dobrze. Że przeniosła. Godzina 16.15. Zdążę? Zdążę. Autem do pracy, autem z pracy. Godzina w jedną stronę. Idealnie.
Potem Radek zadzwonił, że się nie wyrobi. No dobra. Odbiorę Krzysia z przedszkola, jak Julek będzie na zajęciach. Wrócimy po niego. A co dalej?
Najpierw dom. Julek przygotowany przez babcię już gotowy jest do drogi. Torba Julka, torba Krzysia, torba moja. Są. Fotelik? Jest. Jest w przedpokoju zostawiony przez Radka. Do samochodu. Za fotelkiem Julek. Do samochodu. Z Julkiem torby. Do samochodu. Jedziemy.
Julek do pani Agaty, ja po Krzysia. Z Krzysiem po Julka. Z Julkiem na Krzysia zajęcia z taekwondo.
Parkujemy. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie.
Z Julkiem odstawiamy Krzysia. Poszedł z resztą. Przebiera się. Trener prosi o uwagę. Ma kilka słów organizacyjnych do rodziców. Julek się wierci. Ściągam mu czapkę, rozpinam kurtkę. Ja topnieję.
Wysłuchałam, chcę wychodzić, patrzę na Krzysia. O rany!
A miałam nie wchodzić, miałam tam nie wchodzić. Ściągam buty i irytację, biorę Julka na ręce (o nie! buty Julka zostawię w spokoju), włazimy na salę gimnastyczną.
Krzyś ubrał się tak. Na podkoszulkę wciągnął koszulkę, w której ćwiczy, na kalesony spodenki. Ściągaj to wszystko! Jestem mokra. Kolanem blokuję Julka. Wyraźnie pcha się na salę.
Wreszcie zajęcia się zaczynają. Wreszcie wracamy. Torba Julka, torba moja, torba ja. Zatarasowałam wjazd na parking. Normalnie go nie widziałam. Ani parkingu, ani auta, które tam stało, a teraz chciało wyjechać. Krzyknęłam przepraszam. Zanim jednak wyjechałam, poplątałam zapięcia i mocowania w foteliku Julka. Trwało to długo. O dużo za długo. Przeklinał mnie ktoś w tym aucie? Przeklinał! Na pewno. Ja bym przeklinała.
Do domu z Julkiem. Przekąska w biegu. Jest Radek.
Zostawiam Julka. Jadę po Krzysia. Wracamy.
Jest godzina 19.00.
Po trzynastu godzinach rozgaszczam się wreszcie we własnym domu.
A teraz podsumowanie z serii: czy warto było.
Julek 45 minut skupiał się na pani Agacie. Nie biegał, nie trwonił czasu na swoje wariacje. Pani Agata wycisnęła dziś z niego wokalizację. Oooo popłynęło na zawołanie, a nie widzimisię Julka.
Krzyś nauczył się liczyć po koreańsku do pięciu. Wymachuje nogą wysoko.
Ja poskromiłam wybuch irytacji.
Dobrze, że taki czwartek jest raz w tygodniu. :)


3 komentarze:

  1. skąd ja to znam....hahaha,My matki jesteśmy silne, żaden facet by tego nie ogarnął.pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  2. ufff, ale się zmęczyłam.Dosłownie jakbym była z Tobą. Co ja gadam z Tobą jakbym była to bym pomogła. Ufff
    Opłaca się, zwrot będziesz miała za parę lat i to w jak najmniej spodziewanym momencie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też z takim nastawieniem biegam. Że ta inwestycja w dzieciaki posłuży im w przyszłości. :)

      Usuń