czwartek, 21 listopada 2013

Więcej ekspresji, proszę.

Z samego rana pojechałam dzisiaj z Julkiem na konsultacje do OWI (Ośrodka Wczesnej Interwencji - dla niewtajemniczonych) do doświadczonego fizjoterapeuty. Żeby dowiedzieć się, jak Julek stoi z ruchowym rozwojem. Nad czym trzeba popracować, co ewentualnie skorygować.
Pani spóźniła się 10 minut. Przez pierwsze 5 minut robiła ogólny wywiad (masa urodzeniowa, wady towarzyszące, znaki szczególne ;)). Potem poprosiła o rozebranie Julka. Zatrzymała się na pampersie, zdziwiona, że jeszcze go ma. Tłumaczę, że nie jest gotowy ze swoją samoświadomością na odpieluchowanie. Zapytała o mowę. Mówię, że nie mówi. Przez kolejne 40 minut wysłuchałam monologu na temat jej metod pracy z niejakim Stasiem, do którego jeździ kilka razy w tygodniu. Metod mających wywołać rozumienie i gadanie. Fizjoterapeuta na tropie innowacyjnych metod nauki mówienia.
Julek w tym czasie przychodził do mnie. Prezentował zabawki. Zaczepiał uśmiechem. Pani monologowała. A ja przez grzeczność (kurs asertywności potrzebny mi od zaraz!) nie przerywałam.
W pewnym momencie udało mi się wtrącić, że Julek ma swoje "wyrazy", np. z piosenki o żabce, gada u-a, u-a zawsze na żabę, którą wyhaczy w reklamie pewnej sieci handlowej na przykład.
A jaka to piosenka?
No to mówię, że tutejsza, z OWI.
- A pani mi przypomni.
Zwróciłam się do Julka i zaczynam śpiewać (pani notuje słowa): "jam jest żabka, tyś jest żabka, my nie mamy nic takiego, jedna łapka, druga łapka, skrzydełka żadnego, u-ua kua-kua, u-ua kua-kua". Julek jak zwykle włącza się i produkuje wszystkie gesty, na koniec efektownie wyśpiewuje u-a u-a.
Pani podsumowała: - W skali od 1-10 pani zaangażowanie oceniłabym na poziomie trzecim.
Szybko zapytałam (bo kolejni rodzice już się dobijali): - A jak Julka rozwój ruchowy?
- Dobrze, bardzo dobrze.
I tak oto przestawiając cały nasz domowo-zawodowy poranek, żeby uzyskać informacje o ruchowych konkretach, dowiedziałam się, że najważniejsza w pracy nad mówieniem jest eskpresja.
Proszę pani, ja byłam pierwszy i ostatni raz u pani. Bo pani traci mój czas. I to jest do bani!
Ponieważ w każdej sytuacji są pozytywy. Ja miałam jeden: Julka. Pobyłam z nim. W aucie "pogadaliśmy" sobie, pośpiewaliśmy, a jedna piosenka usłyszana w radiu tak nas zainspirowała, że Julek wokalizował oooo na zawołanie. Ja oooo, on oooo, ja ooo, on oooo. Ale jakie oooo. Pełne śmiechu i ekspresji. O!


6 komentarzy:

  1. Przynajmniej sobie pośpiewaliście! :))
    Ja jestem ostatnio coraz bardziej uczulona na marnowanie mojego czasu. Robię się wtedy agresywna! :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, to było marntorastwo naszego rodzinnego czasu. Bo takie pogadanki o gadaniu to już nie na tym etapie mojego obcowania z zespołem Julka. Z całym szacunkiem dla zaangażowania pani fizjoterapeuty, która specjalistą od mówienia wszak nie jest. Z Julkiem sobie - owszem - intensywnie pobyłam, ale Julek stracił teatrzyk w przedszkolu.

      Usuń
  2. Pocieszę Cię baronku ,takich psędo-specjalistów jeszcze dużo przed Wami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurs asertywności i zmiana terapeuty. Podziwiam Cię, ale z czasem po kilku sekundach będziesz już wiedziała who is who.
      Szkoda teatrzyku :(

      Usuń
    2. Ta pani nie jest naszą terapeutką. Byłam u niej na konsultacji. Więcej nie pójdę. Podpadła mi od samego początku. Nie dostrzegała Julka, wręcz go ignorowała, gadając tylko do mnie. Ale uczę się na własnych błędach.

      Usuń