Kaszlący Julek znów jest wyaoutowany. Z zajęć, przedszkola i jesiennych przyjemności.
Chłopak miał katar, ale już na ukończeniu. Nie chodził przez tydzień do przedszkola. Kurował się w domu. A tu w piątek zaczęło się pokasływanie, które przeszło teraz w regularne szczekanie, bez temperatury. Nocne szczególnie. Na moje ucho nie jest to oskrzelowy kaszel. Jakiś taki kataralny. Ale że na moje ucho Krzyś ostatnio był przeziębiony, a jemu zapalenie płuc się rozwijało, to wiozę jutro Julka do lekarza. Niech go zbada.
Poza tym Julek w dobrej kondycji. Je, biega, wspina się gdzie może, nie słucha gdy nie chce, uśmiecha też.
Trochę go dziś oszukaliśmy. Gdy zasnął w dzień, czmychnęliśmy w trójkę na zewnątrz. Co za pogoda cudna. Słońce, brak wiatru, szesnaście stopni na plusie.
Ja wzięłam się za grabienie liści, bo lubię. Radek za rozpalanie ogniska, Krzyś za skakanie przez nie.
A potem cały ten zapach jesieni wnieśliśmy do domu.
Julek spał kaszląco.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Wspaniała zabawa. Pozostaną mupiękne wspomienia z dzieciństwa.alat,
OdpowiedzUsuńOoooo jeeee, uwielbiam grabić liście i zapach jesiennego ognicha!!!!
OdpowiedzUsuńFajna sprawa. Bardzo mnie wycisza. :)
Usuń