wtorek, 2 czerwca 2015

Przypadkowe spotkanie


Odbierając wczoraj Krzysia ze szkoły wpadłam na p. Anetę – wychowawczynię Julka z przedszkola publicznego, w którym zaczynał w ubiegłym roku swoją przygodę przedszkolną.  Zatrzymała się i zasypała mnie całą stertą pytań o Julka:  jak się odnajduje w nowym przedszkolu, czy gada, jak się miewa, czy jesteśmy zadowoleni ze zmiany.
Obie byłyśmy w ubiegłym roku zgodne, że Julkowi absolutnie potrzebny jest nauczyciel wspomagający. Obie wiedziałyśmy, że z gminą cokolwiek w tej kwestii trudno wywalczyć mimo że za Julkiem podąża co miesiąc subwencja w kwocie prawie 2 tys. zł.
Jaki jest stan dzisiaj? Do przedszkola chodzi czteroletni, gadający zespołowy chłopiec, któremu – mimo doświadczeń z naszym Julkiem – nie przydzielono nauczyciela.
- Brakuje nam pani. – usłyszałam.  – Pani może wywalczyłaby więcej.
Może tak. A może nie. Nie chciałam tego sprawdzać, wiedząc, że mogę ryzykować stratą terapeutyczną dla Julka w razie przedłużających się negocjacji lub odmowy wprost. A tak chłopak wyśmienicie zaopiekowany w Wyliczance nabiera rozpędu i prze przed siebie – raczej nie lotem błyskawicy, bardziej tempem ślimaczym, ale konsekwentnie, uparcie, do przodu. Za tę samą subwencję.
- Brakuje nam Julka i jego uśmiechu. Jaśniej robiło się od niego.
Nic dodać, nic ująć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz