Julek nie wiedział co się święci. Ja byłam bardziej świadoma.
Jechaliśmy wczoraj na przegląd zębów. Ładniutkich, bielutkich, julkowych, z czterema punkcikami próchnicy. Wstrętna potwora dotarła i tutaj. No, ale jakże nie miała. Pięknie zaproszona przez czekoladki, krówki i inne słodkości. Plus niechęć do szczoteczki i pasty. Moje boje z myciem zębów Julka mogłabym rozpisać na odcinki satyry i groteski z thillerem w tle.
Dopiero w ostatnich tygodniach Julek pięknie zaczął współpracować, buzię trzyma szeroko otwartą i śpiewa aaaa w duecie ze mną. Myję, szoruję, jak chcę. Trochę za późno.
Pani dentystka potwierdziła początki próchnicy.
A że Julek siedział na moich kolanach, otwierał buzię i współpracował, postanowiłyśmy spróbować.
Pierwsze borowanie poszło dobrze, na drugie Julek przecząco kiwał głową, na trzecie - ostatnie doczyszczające - ledwo się zgodził. Ale poszło! Udało się!
Julek wrócił z wyleczoną czwórką. Pięknie zaplombowaną.
Pozostały jeszcze trzy.
Za dwa tygodnie Julek będzie już wiedział, co się święci. Ja jeszcze bardziej świadoma...
Ciąg dalszy nastąpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz